Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Dolewanie oliwy

To, co dzieje się w Barcelonie, to tylko symptom głębokiego instytucjonalnego kryzysu, w którym pogrążona jest Hiszpania. To, co dzieje się w Barcelonie, to tylko symptom głębokiego instytucjonalnego kryzysu, w którym pogrążona jest Hiszpania. Jon Nazca/Reuters / Forum

Ponad pół tysiąca rannych, w tym 7 osób poważnie i 3, które straciły oko w wyniku uderzenia gumowej kuli, 300 aresztowanych, płonące kontenery, ale także półmilionowa, zupełnie pokojowa manifestacja – taki jest bilans trwających od zeszłego tygodnia protestów w Barcelonie. Ich powodem są wyroki dla katalońskich liderów niepodległościowych, które 14 października wydał hiszpański Sąd Najwyższy. Zdaniem ponad połowy Katalończyków są one nieproporcjonalnie wysokie: organizatorzy nielegalnego referendum z 2017 r. zostali skazani na kary od 9 do 13 lat więzienia za podżeganie do buntu i malwersację środków publicznych.

Kataloński ruch niepodległościowy znany był dotąd ze swojego pacyfizmu, który w uzasadnieniu wyroku uznał nawet Sąd Najwyższy. Pryncypiów nie zmienia – od przemocy odcięli się wszyscy uwięzieni. W cieniu narastających od prawie dekady niepodległościowych dążeń wyrosło jednak najmłodsze, zbuntowane pokolenie, które głos autorytetów ma za nic, a na ulicach chce się wyżyć. Komentatorzy zauważają z goryczą, że liderów organizacji społeczeństwa obywatelskiego odpowiedzialnych za wielomilionowe i niezmiennie pokojowe demonstracje, Jordiego Cuixarta i Jordiego Sáncheza, skazano właśnie na 9 lat więzienia.

To, co dzieje się w Barcelonie, to tylko symptom głębokiego instytucjonalnego kryzysu, w którym pogrążona jest Hiszpania. Perspektywy wyjścia z katalońskiego impasu są jednak dość marne. Pełniący funkcję premiera Pedro Sánchez nie odbiera telefonu od premiera Katalonii Quima Torry, ten zapowiada kolejne referendum, a politycy hiszpańskiej prawicy – na czele z Albertem Riverą z partii Ciudadanos/Obywatele – dolewają oliwy do ognia, porównując sytuację w Barcelonie z... Aleppo. Przyczyna jest prozaiczna. Za niecały miesiąc odbędą się w Hiszpanii przyspieszone wybory do parlamentu, a podtrzymywanie katalońskiego konfliktu po prostu się – przynajmniej na krótką metę – opłaca.

Polityka 43.2019 (3233) z dnia 22.10.2019; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 13
Reklama