Świat

Brexit, cdn.

Boris Johnson przemawia w Izbie Gmin, 22 października 2019 r. Boris Johnson przemawia w Izbie Gmin, 22 października 2019 r. Jessica Taylor/Reuters / Forum

W Londynie półżartem mówi się, że premier Boris Johnson to pierwszy więzień polityczny na Wyspach od czasów chwalebnej rewolucji z XVII w. Trochę w tym prawdy. Jego rząd nie ma większości w parlamencie. Izba Gmin wciąż nie ratyfikowała żadnej umowy brexitowej. A jednocześnie nie zgadza się na przyspieszone wybory, które zapewne pozwoliłyby na wyjście z kryzysu. Johnson do tego stopnia czuje się uwięziony na 10 Downing Street, że niedawno rozważał złożenie wotum nieufności wobec własnego rządu.

Premiera blokuje Partia Pracy – aby rozpisać wybory, potrzebna jest większość dwóch trzecich głosów. Dotychczas laburzyści obawiali się, że zgoda na przyspieszone wybory bez gwarancji przesunięcia brexitu poza obecny termin 31 października może oznaczać, że Wielka Brytania wyjdzie z Unii bez umowy. Ten argument jest już nieaktualny, bo Unia zgodziła się na przełożenie brexitu na 31 stycznia. Nieoficjalnie jednak Partia Pracy nie chce przyspieszonego głosowania, bo obawia się o swój wynik wyborczy – według sondaży traci do torysów 16 pkt proc.

Z pomocą mogą przyjść mniejsze ugrupowania. W weekend Liberalni Demokraci i Szkocka Partia Narodowa zapowiedzieli, że jeśli Unia zgodzi się na przełożenie brexitu, to zagłosują za jednozdaniową poprawką do ustawy wymagającej dwóch trzecich głosów dla rozwiązania parlamentu, ustanawiającą datę wyborów na 9 grudnia. Oba ugrupowania liczą na zyski w głosowaniu. A Johnson liczy na wolność.

Polityka 44.2019 (3234) z dnia 29.10.2019; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 10
Reklama