Julian Assange, australijski programista i aktywista internetowy, to Bardzo Poszukiwany Człowiek. Dzięki stworzonej przez niego platformie WikiLeaks, służącej do anonimowego „wyciekiwania” tajnych dokumentów, osiwiało już co najmniej kilka rządów, szefów partii i mafijnych bossów na całym świecie.
Niewygodna prawda z WikiLeaks
Poprzez WikiLeaks ujawniono takie smaczki, jak instrukcja postępowania w amerykańskim więzieniu Guantanamo oraz 779 tajnych plików związanych z przetrzymywanymi tam więźniami, antologię amerykańskich depesz dyplomatycznych, film zatytułowany „Collateral Murder” i pokazujący z detalami atak lotniczy na Bagdad w 2007 r., w którym zginęły osoby postronne, w tym dziennikarze, oraz szczegóły działalności korupcyjnej rządu Kenii. W 2012 r. ujawniono tajną korespondencję rządu i oficjeli Syrii, a w 2015 r. nie tylko depesze dyplomatyczne Arabii Saudyjskiej, ale także szczegóły prowadzonych przez NSA ustawicznych obserwacji francuskich prezydentów.
Na WikiLeaks można było też znaleźć tajny załącznik do negocjowanego właśnie Trans-Pacyficznego Porozumienia Handlowego (TTP, czyli odpowiednik ACTA między USA a Azją). WikiLeaks napsuło też krwi amerykańskim demokratom, ujawniając maile z prezydenckiej kampanii Hillary Clinton (rzekomo dostarczone serwisowi przez wywiad Federacji Rosyjskiej). No, ale to, że Assange wyrażał się dość ciepło o Trumpie, nie ma tu nic do rzeczy.
Poszukiwany za gwałt od dziewięciu lat
Formalnie rzecz biorąc, od 2010 r. Assange poszukiwany był przez władze Szwecji za gwałt. Gwałt jest w Szwecji poważnie traktowany, więc list gończy Interpolu nikogo specjalnie nie zdziwił, choć oczywiście mało komu umknął fakt, że od czasów powojennych Szwecja to bliski sojusznik USA (np. reprezentuje Waszyngton w jego zastępstwie w Korei Północnej) i ma podpisane wszystkie niezbędne umowy ekstradycyjne. Wiadomo było, że Stany Zjednoczone kipią gniewem – Assange w szwedzkim więzieniu mógłby równie dobrze czekać w strefie cargo z naklejką z adresem, na przykład, CIA.
Oczywiście Assange zarzekał się, że do gwałtu nie doszło. W związku z możliwymi konsekwencjami zdecydował się uciec i prosić o azyl. Tyle że z Londynu trudno się przedostać do kraju bez umów o ekstradycję z USA oraz bez zwracania na siebie uwagi. I tak Assange zamknął się jakby dobrowolnie w więzieniu, kiedy uzyskał azyl w londyńskiej ambasadzie Ekwadoru. Spędził tam siedem lat w gabinecie przerobionym na pokój z kuchennym aneksem. 11 kwietnia 2019 r. ambasadzie udało się eksmitować zasiedziałego gościa, którego przejęły wdzięczne ręce brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości. Dostał 50 tygodni więzienia za niedotrzymanie warunków wyjścia za kaucją. W połowie odsiadywanego wyroku przyszła wiadomość: szwedzka prokuratura oddaliła zarzut gwałtu ze względu na… niewystarczający materiał dowodowy.
Assange ma inne powody do zmartwień
Assange jednak technicznie nie jest wolny od oskarżeń. W 2018 r. niezwiązane z jego osobą postępowanie przez błąd techniczny ujawniło, że Assange jest ścigany na podstawie tajnego oskarżenia wystawionego przez sędziego federalnego z Wirginii (USA). Oskarżenie zostało odtajnione w kwietniu 2019 r. – chodziło o relatywnie niegroźny (tylko do 5 lat więzienia) udział w spisku celem dokonania wtargnięcia komputerowego (zhackowania komputerów rządowych) i wiązało się z detalami technicznymi, które wykazał proces Chelsea Manning (tej, która udostępniła portalowi WikiLeaks kolekcję amerykańskich depesz). Ale 23 maja tego roku sąd federalny zatwierdził akt oskarżenia z tytułu ustawy o szpiegostwie (Espionage Act) z 1917 r. – Assange podejrzewany jest o 17 przypadków złamania prawa. Nie jest jasne, jak to się skończy, bo amerykańskie sądownictwo jak dotąd nie korzystało z tych narzędzi ścigania szpiegostwa, choć akurat ta ustawa przewiduje maksymalną karę 170 lat więzienia. Tak czy inaczej wygląda na to, że czasami uniewinnienie w sprawie gwałtu ściąga człowiekowi na głowę zupełnie nowe problemy.
Dla redakcji WikiLeaks sprawa jest jasna: „Teraz musimy się skupić na zagrożeniu, o którym Assange alarmował od wielu lat – wojowniczych oskarżeniach ze strony Stanów Zjednoczonych i groźbie, jaką stanowią one dla Pierwszej Poprawki [tj. Gwarancji wolności słowa]” – oświadczyła obecna redaktor naczelna WikiLeaks Kristinn Hrafnsson. W trudnych chwilach sojusznikiem Assange’a okazał się także były minister finansów Grecji, charyzmatyczny Janis Warufakis: „Nie spodziewam się przeprosin ze strony ludzi, którzy przez lata nazywali Juliana »gwałcicielem« i zaprzeczali, że w całej sprawie chodzi o zatrzaśnięcie go w bliżej nieznanym więzieniu o maksymalnym rygorze za przestępstwo polegające na tym, że obnażył zbrodnie przeciwko ludzkości, jakich dziś dokonuje się w naszym imieniu…”.