21 listopada do moskiewskiego sądu wpłynął pozew. Aleksiej Nawalny i 14 pracowników utworzonej przez niego niezależnej organizacji FBK (Fundacja Walki z Korupcją) oskarżają w nim Władimira Putina o bezczynność, niewypełnianie obowiązków związanych z zagwarantowaniem praw i wolności obywatelom, które spoczywają na prezydencie – gwarancie konstytucji. Nawalny oskarża również Putina o celowe uniemożliwianie obywatelom realizacji ich podstawowych praw i wolności. Ten zarzut odnosi się nie tyle do ogólnej działalności – czy też bezczynności – rosyjskiego prezydenta, ale do konkretnej sytuacji: 9 października niezależna fundacja FBK została wpisana przez rosyjskie Ministerstwo Sprawiedliwości na tzw. listę „agentów zagranicznych”.
Czytaj także: Toksyczny Kreml. Czy Aleksiej Nawalny został otruty?
„Sprawa FBK”
Śledztwo przeciw „Fundacji Walki z Korupcją” komitet śledczy wszczął 3 sierpnia, akurat w dniu, w którym odbywał się jeden z moskiewskich protestów w obronie uczciwych wyborów do miejskiej Dumy. Nie trzeba chyba dodawać, że do udziału w akcjach obywatelskiego nieposłuszeństwa nawoływał Aleksiej Nawalny.
Jeden z głównych liderów rosyjskiej opozycji oraz pozostali członkowie FBK zostali oskarżeni przez śledczych o „pranie pieniędzy”. Wg materiałów śledztwa fundacja FBK odpowiedzialna jest za „wypranie” miliarda rubli. W jego posiadanie mieli wejść w latach 2016–2018 członkowie fundacji, którzy – „mimo świadomości nielegalności swoich działań oraz pochodzenia środków pieniężnych” – wpłacili je na konto organizacji. Kira Jarmysz, sekretarzyni prasowa Nawalnego, zdementowała tę informację, tłumacząc, że pieniądze, które wpłynęły na konto FBK, to przekonwertowane na ruble bitcoiny, które otrzymał sztab Nawalnego podczas ostatniej kampanii prezydenckiej. Wpłacili je darczyńcy.
Pięć dni później policja przeprowadziła rewizje w domach i biurach członków rosyjskiej opozycji związanej z FBK. Nie oszczędzono także wolontariuszy oraz ich rodzin. Tego samego dnia – 8 sierpnia 2019 r. – decyzją sądu zablokowano ponad 100 kont bankowych – należących do fundacji, jej członków i pracowników, a w całej Rosji rozpoczęły się rewizje we wszystkich filiach fundacji Nawalnego, które powtarzały się regularnie przez kolejne dwa miesiące. Leonid Wołkow, polityk i współpracownik Nawalnego, pisał o nich tak: „Głównym celem siłowników jest zarekwirowanie wszelkiej techniki. Po rewizji zabierają pracowników na przesłuchanie”.
Jego słowa potwierdził Paweł Czikow, szef rosyjskiej Agory, organizacji zajmującej się ochroną praw człowieka. O brutalności rewizji donosił niezależny portal Mediazona. Z publikowanych filmików, tekstów i relacji naocznych świadków wynika, że funkcjonariusze służb bezpieczeństwa pozwalali sobie na nadużycia: stosowali przemoc fizyczną i psychiczną wobec osób związanych z FBK, a także ich rodzin.
W Kurganie policjanci ukradli komputer siostry pracownicy fundacji, siedmioletniej uczennicy pierwszej klasy, w Wołgogradzie wyrwali ze stawu rękę Jewgieniemu Koczeginowi, szefowi filii FBK, chcącemu akurat zadzwonić do adwokata, w Nowosybirsku wyważyli drzwi prywatnego mieszkania jednej z pracownic. W wielu miastach pracownicy i wolontariusze fundacji byli brutalnie powalani przez policję na podłogę. Interwencje przeprowadzane były z polecenie śledczego Rustama Gabdulina, który uzyskał na nie zgodę sądu. W sumie było ich ponad dwieście.
Czytaj także: Pokazowe procesy w Moskwie. Prawie wszyscy są „winni”
FBK na liście „zagranicznych agentów”
9 października, decyzją rosyjskiego ministerstwa sprawiedliwości niezależna Fundacja Walki z Korupcją trafiła na listę „agentów zagranicznych”. Informacja o tym pojawiła się na oficjalnej stronie resortu. Decyzję objaśniono niepokojącymi wynikami przeprowadzanej w poprzednich miesiącach kontroli i toczącego się śledztwa, z których jakoby wynika, że FBK jest organizacją pełniącą w Rosji funkcję „agenta zagranicznego”.
Sprawę skomentował wiceminister rosyjskiego MSZ Władimir Titow. W komentarzu dla Interfaxu powiedział: „Decyzja umotywowana jest tym, że pracownicy fundacji usiłują wpływać na organy władzy państwowej, nawołują do uczestniczenia w akcjach protestu oraz sami biorą w nich udział. Z naszych informacji wynika również, że FBK finansowane jest z zagranicy, głównie z Hiszpanii”.
O zagraniczne finansowanie fundacji FBK zapytałam Aleksieja Nawalnego w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Wspomniane przez Titowa przelewy wyjaśnił w następujący sposób: „W śledztwie »aresztowano« nasze konta bankowe. Nie mogliśmy dokonywać żadnych operacji. W tym czasie otrzymaliśmy dwa tajemnicze przelewy od niejakiego Roberta Fabia z Hiszpanii, których nie mogliśmy zwrócić”. Roberto Fabio okazał się osobą, na którą zarejestrowana jest w Hiszpanii firma Moto Auto Monda, zajmująca się sprzedażą samochodów.
Na swoim Twitterze Nawalny opublikował później także wpis, w którym zapewnia, że fundacja nigdy nie otrzymywała jakichkolwiek przelewów z zagranicy, a wszelkie pieniądze, które znajdują się na jej kontach, pochodzą z darowizn obywateli Rosjan. Polityk dodał też, że jest przekonany, że całą sprawą steruje Putin. Kreml, rzecz jasna, zaprzeczył tym oskarżeniom.
Czytaj także: Rosja ocenzuruje internet?
„Agenci zagraniczni” w Rosji
Przepis o „agentach zagranicznych” obowiązuje od 2012 r. Zgodnie z nim wszelkie niekomercyjne organizacje zajmujące się polityką i otrzymujące środki pieniężne z zagranicy muszą znaleźć się w specjalnie stworzonym rejestrze. Wiąże się to z obowiązkiem informowania ministerstwa o wszelkich otrzymywanych wpłatach, rozliczaniem się ze swojej działalności, przygotowywaniem regularnych raportów księgowych oraz informowaniem we wszystkich publikowanych materiałach o figurowaniu na liście. Niedopilnowanie nałożonych przez rosyjskie przepisy obowiązków skutkuje wysokimi karami grzywny, a nawet pozbawieniem wolności (do 2 lat). Obecnie w rejestrze znajduje się ponad 70 organizacji, m.in. „Memoriał”, Centrum Lewady, a także kilkanaście redakcji publikujących opozycyjne treści. Większość z nich zajmuje się kwestiami ekologicznymi, ochroną praw człowieka, opieką zdrowotną, feminizmem, zapewnieniem niezależności mediom, edukacją obywatelską.
21 listopada rosyjska Duma przyjęła ustawę, zgodnie z którą za „agenta zagranicznego” może być uznana także osoba fizyczna. By trafić na listę, będzie musiała ona „wypełniać zadania agenta zagranicznego”, czyli de facto choćby publikować treści udostępniane przez portal figurujący w rejestrze, oraz otrzymywać dofinansowanie z zagranicy. Za przyjęciem ustawy głosowało 311 deputowanych, 4 wstrzymało się od głosu. Sprzeciwu nie zgłosił nikt. „Agentem zagranicznym”, czyli potencjalnym szkodnikiem dążącym do „zburzenia kremlowskiego ładu” może być więc w świetle rosyjskiego prawa każdy, kto publikuje w internecie nieodpowiadające władzy informacje i organizuje zbiórki pieniędzy.
Czytaj także: Poparcie dla Putina spada jak nigdy, na ulicach tłumy
Nawalny pozywa Putina
Aleksiej Nawalny napisał na swoim koncie w komunikatorze Telegram, że prosi, by pozwanie Putina nie było traktowane jedynie jako gest polityczny. Nawalny podkreśla, że działania Putina przeciw FBK mają na celu pomóc obecnemu prezydentowi utrzymać władzę po zakończeniu obecnej – ostatniej legalnej zgodnie z rosyjską konstytucją – kadencji.
22 listopada sąd odrzucił pozew Nawalnego, tłumacząc, że jego przyjęcie naruszyłoby „zasadniczy podział władz na terytorium Federacji Rosyjskiej”. Dmitrij Pieskow nie skomentował pozwu, tłumacząc, że „jest zbyt wcześnie, by o czymkolwiek rozmawiać”.