Palestyńska astronautka leci statkiem kosmicznym. Nagle statek zaczyna się trząść, kobieta przyciska kolejne guziki. Zakłada słuchawki i mówi: „Jerozolima, mamy problem”. Chwilę później wszystko wraca do normy. Statek ląduje na Księżycu, rozbrzmiewa dramatyczna muzyka, astronautka schodzi na ląd. „Dla Palestynki to jeden mały krok, dla ludzkości skok ogromny” – mówi i zatyka palestyńską flagę. Jednak nie wraca na statek ani na Ziemię, tylko unosi się w przestrzeni kosmicznej, coraz dalej od kamery, aż w końcu znika w bezkresnych ciemnościach.
To fabuła kilkuminutowego filmu palestyńskiej artystki Larissy Sansour. Zabawna i trafna alegoria palestyńskiego losu opowiada jednak o poczuciu wykorzenienia i świadomości tego, że świat pewnie by odetchnął z ulgą, gdyby Palestyńczycy odlecieli w kosmos. „Gdzie my mamy mieszkać? Na Księżycu?!” – można zresztą usłyszeć na Zachodnim Brzegu od Palestyńczyków, których domy wyburzyła izraelska armia, by zrobić miejsce pod żydowskie osiedla.
Wykorzenienie właśnie, trauma, poczucie krzywdy, ale też bunt – to najważniejsze elementy tożsamości Palestyńczyków. Jednocześnie trudno generalizować, bo palestyńskich tożsamości jest wiele. Codzienność w Gazie bardzo różni się od tej na Zachodnim Brzegu. A nawet tam są ogromne różnice, choćby między kawiarnianym Ramallah i pustynnymi terenami na południe od Hebronu. Również sytuacja palestyńskich uchodźców w każdym z krajów regionu wygląda inaczej, a diaspora w krajach Zachodu to kolejna historia. Nie ma kanonicznej wersji Palestyńczyka.
Wycieczka na Księżyc pozwala spojrzeć na sytuację Palestyńczyków z szerszej perspektywy. W wiadomościach płynących z Bliskiego Wschodu najczęściej brak miejsca na kontekst. Weźmy za przykład listopadowy mecz Polska-Izrael.