Skazany na ucieczkę
Szef Nissana skazany na ucieczkę. W tej opowieści nie ma niewinnych
Cała historia aż się prosi o przeniesienie na ekran: są tu byli amerykańscy agenci specjalni wynajęci do pomocy przy ucieczcie biznesmena, Ghosn podróżujący w maseczce superszybkim pociągiem z Tokio do Osaki… i wielka skrzynia na instrumenty, w której został przemycony na pokład prywatnego samolotu, a potem kolejnego. Kilka godzin później wylądował w Bejrucie.
Najwięcej uwagi mediów skupiała skrzynia, której zdjęcie szybko zostało opublikowane. Ale równie ciekawa jest odpowiedź na pytanie, dlaczego japońskie służby dowiedziały się o całym zajściu dopiero z oświadczenia samego Ghosna, który był już wtedy w Libanie.
Ghosn, który przebywał w areszcie domowym, oczekując na proces w japońskim sądzie, nie nosił bransolety z GPS. Warunki uwolnienia za kaucją zabraniały mu korzystania z internetu (mógł używać jedynie odłączonego od sieci komputera w biurze prawnika), lecz posiadał całkiem sporą swobodę poruszania się. Wycieczki krótsze niż trzy dni nie musiały być zgłaszane. A do tego Ghosn wybrał na ucieczkę chyba najlepszy czas – Nowy Rok to jeden z niewielu momentów w roku, kiedy większość Japończyków bierze kilkudniowy urlop, żeby spędzić ten czas z rodziną.
Co więcej, za kontrolę bezpieczeństwa na japońskich lotniskach odpowiadają linie lotnicze. Małe prywatne linie lotnicze musiałyby do przeprowadzenia takiej operacji zatrudnić dodatkowe osoby i zdarza się, że po prostu tego nie robią.
Wymuszona sprawiedliwość
Ghosn podkreślił w swoim oficjalnym oświadczeniu, opublikowanym tuż po przybyciu do Libanu: „Nie uciekłem przed sprawiedliwością. Uciekłem przed niesprawiedliwością i politycznym prześladowaniem”. Na zwołanej przez siebie konferencji prasowej (na którą zaprosił głównie zaprzyjaźnione libańskie i francuskie media, a odmówił wstępu japońskim dziennikarzom) powtarzał, że to wszystko dlatego, że nie miał w Japonii szans na uczciwy proces.