W maleńkim 2,2-milionowym Lesotho na szczytach władzy rozgrywa się historia niczym z kryminału. Za pierwszą damą Maesaiah Thabane wysłano nakaz aresztowania, kiedy nie stawiła się na przesłuchanie. Jej prawnicy odpowiedzieli, że miała inne pilne obowiązki, ale ona sama znikła. Miała składać wyjaśnienia w sprawie tajemniczej śmierci swojej poprzedniczki Lipolelo Thabane, zamordowanej w 2017 r., na dwa dni przed zaprzysiężeniem męża, premiera Thomasa Thabane, z którym była w separacji. Wcześniej sąd uznał, że proces rozwodowy nie został zakończony i to Lipolelo jest nadal prawowitą małżonką premiera. I to jej, a nie Maesaiah przysługują stosowne splendory. Wkrótce potem zginęła, a sprawcy nie odnaleziono. Z kolei Maesaiah u boku starzejącego się małżonka była bardzo ambitna i trzęsła krajem, co nazywano „sypialnianą rewolucją”. Według AFP, analizując połączenia komórkowe, ustalono, a „dowody są mocne”, że to ona mogła stać za tamtą śmiercią. 80-letni premier ogłosił, przynaglany manifestacjami ulicznymi, że poda się do dymisji, ale ze względu na wiek, a nie inne okoliczności. Nie podał jednak terminu. Z kolei ze stolicy, Maseru, dochodzą wieści, że być może w doprowadzeniu spraw do końca trzeba się będzie zwrócić o pomoc do zagranicy. Najbliżej jest do RPA, które otacza kraj.