Doroczne orędzie o stanie państwa w USA zawsze jest okazją do pochwalenia się sukcesami, ale i wydarzeniem tradycyjnie akcentującym powagę najwyższego urzędu, mobilizującym Amerykanów wokół przywódcy. Gdy we wtorek wieczorem czasu lokalnego orędzie wygłaszał Donald Trump, polityka dominowała tak bardzo, że wieczór na Kapitolu bardziej przypominał wiec wyborczy niż uroczystą prezentację stanu państwa i jego stosunków ze światem.
Trump milczy o impeachmencie
Można było tego oczekiwać, gdyż w tym samym budynku w Senacie trwa jego „proces”, czyli końcówka procedury impeachmentu. Doradcy prezydenta w Białym Domu błagali go podobno, żeby nie wspominał o tym w wystąpieniu – i tak przecież zostanie „uniewinniony”, co ma nastąpić już dzisiaj. Trump na szczęście usłuchał, ale wiadomo, że nie pała sympatią do oskarżających go demokratów, a to, co działo się wokół i w czasie orędzia, potwierdziło, jak silna jest wzajemna niechęć skłóconych stron.
Nancy Pelosi drze treść orędzia
Witając prezydenta, demokratyczna przewodnicząca Izby Nancy Pelosi nie użyła tradycyjnej, kurtuazyjnej formuły, podkreślającej, że ma „przywilej i zaszczyt” go przedstawić. Ograniczyła się do suchego oznajmienia: „Członkowie Kongresu, prezydent Stanów Zjednoczonych”. Kiedy Trump wręczył jej tekst orędzia, wyciągnęła do niego rękę, ale prezydent jej nie uścisnął i odwrócił się. Nie jest jasne, czy zachował się tak celowo, czy może nie zauważył jej gestu. Ale gdy skończył przemawiać, przewodnicząca Izby, najwyraźniej obrażona, demonstracyjnie podarła kopię przemówienia. Republikanie wypomnieli jej to jako wyraz braku szacunku dla urzędu prezydenckiego, ale Pelosi twierdziła nieco zagadkowo, że to, co zrobiła, „było kurtuazyjne, zważywszy na alternatywę”.