Pod naporem ofensywy Donalda Trumpa zachwiał się jeden z filarów amerykańskiej demokracji. Prezydent najwyraźniej poczuł się pewniej, gdy Senat uratował go przed impeachmentem, i coraz jawniej zmierza do całkowitego podporządkowania sobie aparatu sprawiedliwości, który jako część administracji nie powinien być podatny na naciski polityczne. W weekend ponad 1100 byłych funkcjonariuszy departamentu sprawiedliwości, w tym wielu prokuratorów federalnych, ogłosiło list otwarty. Wezwali w nim do rezygnacji szefa resortu prokuratora generalnego Williama Barra, który na polecenie Trumpa ingerował w toczący się przed sądem federalnym proces byłego prezydenckiego doradcy Rogera Stone′a, uznanego winnym okłamywania Kongresu i obstrukcji śledztwa.
Trump gratuluje Barrowi
Tydzień temu prowadzący sprawę prokuratorzy zalecili dla Stone′a karę od siedmiu do dziewięciu lat więzienia, zgodnie z wytycznymi departamentu. Tego samego dnia Trump oburzył się na Twitterze, twierdząc, że byłby to zbyt surowy wyrok. Barr natychmiast nakazał, żeby domagano się łagodniejszej kary. W odpowiedzi czterech prokuratorów oskarżających wycofało się ze sprawy. Indagowani przez media rzecznicy departamentu oświadczyli, że resort nie konsultował się z Białym Domem. Zabrzmiało humorystycznie, bo Trump we wpisie pogratulował Barrowi, że stanął w obronie Stone′a.
Prokurator generalny miał nietęgą minę, gdy mówił w telewizji, że „nie może pracować”, stale nękany na Twitterze na temat spraw, które nadzoruje. Oświadczył, że nikomu „nie pozwoli się tyranizować” – nawet prezydentowi.