Greckie wioski na trójstyku granic Bułgarii i Turcji nie odróżniają się specjalnie od tych po jednej czy drugiej stronie. Klockowate domy, często z glinianej cegły, kryte brązowawą dachówką. Po greckiej stronie są tylko czasem pomalowane na biało. Jednak śródziemnomorskość zobowiązuje. No i wszędzie wiszą greckie flagi. Poza tym to samo. Zapuszczone podwórza, zapyziałe sklepiki, nierówne i pozarastane szosy. Grecka prowincja Euros, granica Unii Europejskiej. Pograniczna prowincja o symbolicznej nazwie, która od czasu, gdy prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan skłamał migrantom tkwiącym w tureckich obozach tymczasowych, że „granice UE są otwarte”, robi w mediach za kolejne przedmurze Europy.