Włochy są pierwszym europejskim krajem, który dotkliwie odczuł – i wciąż bardzo odczuwa – skutki pandemii Covid-19. To zarazem pierwsze ognisko koronawirusa i pierwsze państwo na Starym Kontynencie, które zdecydowało się odizolować od świata na czas walki z kryzysem. Liczba zakażonych na Półwyspie przekroczyła już 30 tys. Zmarło ponad 2,5 tys. osób, blisko 2 tys. wyzdrowiało.
Choć dziś Włosi dużo rzadziej wychodzą z domów, śpiewają hymn w oknach i na balkonach, podtrzymują się wzajemnie na duchu, część z nich z początku zlekceważyła zagrożenie. Na przykład Olmo Parenti, twórca krótkiego filmu dokumentalnego z Włoch poddanych zbiorowej kwarantannie (do obejrzenia niżej). „Razem z przyjaciółmi śmialiśmy się z osób, które twierdziły, że wirus to poważna sprawa” – mówi magazynowi „The Atlantic”. Chwilę później obudził się już w innej rzeczywistości: w kraju zamkniętych granic, opustoszałych ulic, bez turystów.
Czytaj też: Hiszpanii grozi włoski scenariusz. Kryzys się pogłębia
Przykład włoski jest dziś podawany właściwie jako antywzór postępowania w sytuacji kryzysowej. Olmo Parenti z niepokojem obserwuje lekkoduchostwo europejskich sąsiadów, zwłaszcza Brytyjczyków. Stąd pomysł na film, który ma być dokumentem, ale i sygnałem ostrzegawczym dla reszty świata. Bohaterowie mówią zagrożonym lub potencjalnie zagrożonym: zobaczcie, jesteśmy tu, gdzie wy będziecie za 10 dni. Nas też śmieszyli ludzie w maskach i panikarze. Też myśleliśmy, że to bzdury, nie poważne zagrożenie. „Najgorszy scenariusz? – pyta retorycznie jedna z bohaterek. – Właśnie się wydarza”. „To nie jest bezzasadny pesymizm” – dodaje ktoś inny.
Włosi podpowiadają widzom z całego świata, że lepiej uczyć się na ich błędach niż na własnych.