Duże pieniądze lubią ciszę – mówi stare powiedzenie. Dietmar Hopp jest bajecznie bogaty. Według „Forbesa” jego majątek to 13,4 mld dol. Daje mu to 96. miejsce na liście najbogatszych ludzi świata i ósme w Niemczech. 79-latek dorobił się prywatnego odrzutowca oraz domów na Florydzie i Lazurowym Wybrzeżu i już od dawna mógłby wieść spokojne życie rentiera. Nie chce jednak o tym słyszeć.
Dziś – w obliczu pandemii – mówi się zwłaszcza o spółce CureVac, w której Hopp ma większościowe udziały. Ta firma z Tybingi, wsparta też kapitałem fundacji Billa i Melindy Gatesów, jest mocno zaangażowana w prace nad szczepionką przeciwko koronawirusowi. „Jeśli wszystko pójdzie dobrze, szczepionka mogłaby być do dyspozycji jesienią” – deklaruje Hopp.
Gdyby wartość tej deklaracji mierzyć tylko skutecznością dotychczasowych projektów miliardera, to można mu zaufać. Dziennik „Die Welt” porównał Hoppa do mitycznego króla Midasa – prawie wszystko, czego się dotknie, zamienia się w złoto. „Hopp inwestuje i zarabia” – konkluduje gazeta. Przy czym o ile monarchowie na ogół dziedziczą fortunę, o tyle on zaczynał od zera.
Co do feniga
Urodził się w 1940 r. w Heidelbergu. Dorastał na badeńskiej prowincji – w czasach gdy kraj z trudem dźwigał się ze zniszczeń wojennych. „Nie mieliśmy wiele. Każdego wieczoru matka siadała przy stole kuchennym i wyciągała swój kajecik. Dokładnie w nim notowała wszystkie wydatki. Musiały zgadzać się co do feniga” – wspominał po latach.
W czasach szkolnych dorabiał, nosząc węgiel, zbierając złom, pomagając rolnikowi z okolicy. Żeby uciec od pracy fizycznej, zrobił prawo jazdy na ciężarówkę. Rodzice chcieli, by poszedł w ślady ojca i został nauczycielem.