Irańczycy też mają swoje State of the Union – odpowiednik dorocznego przemówienia prezydenta USA. To taki polityczny speech roku – podsumowanie, plany, wskazywanie wrogów. Wydarzenie na tyle ważne, że gdyby się nie odbyło, przekonuje znajoma Iranka, jej współobywatele mogliby uznać swojego, rzadko ostatnio pokazującego się, Najwyższego Przywódcę za martwego. Ostatecznie Ali Chamenei pokazał się 22 marca i mówił głównie o koronawirusie. Ale wcale nie było nudno.
Najwyższy ustrukturyzował swą wypowiedź w stylu legendy. Był więc w niej dobry i mądry władca – on sam – który „uchroni kraj przed zarazą”. Był też majordomus – prezydent Iranu Hasan Rohani – odpowiedzialny za wszystkie mniej istotne sprawy, któremu jednak nie należy powierzać królestwa (a dosłownie: „Tu potrzebna jest władza pochodząca z góry”, czyli nie z wyborów, jakiekolwiek by one były). Byli też rycerze – Strażnicy Rewolucji – którzy, zdaniem Chameneiego, „powinni wziąć na siebie obronę państwa”.
Żadna legenda nie obejdzie się jednak bez nikczemnych wrogów. Chamenei podczas State of the Union wyłożył więc oficjalną teorię na temat pochodzenia koronawirusa. Według niego wyprodukowali go Amerykanie. A zrobili to tym bardziej perfidnie, że „od więzionych potajemnie i bezprawnie Irańczyków pobrali genotyp i tak skonstruowali wirusa, aby szczególnie atakował ten właśnie naród”. Amerykanie nie działali jednak sami. „Pomagały im dżinny, bo oni sami nie potrafiliby stworzyć tak zaawansowanej broni biologicznej” – podsumował przywódca ważnego geopolitycznie 83-milionowego państwa.
Z dżinnami zrobiło się małe zamieszanie. Nawet oficjalne irańskie agencje prasowe wyczuły, że coś jest nie tak, i publikując transkrypt przemówienia, pominęły tę wzmiankę.