W zwykły dzień kostnice i domy pogrzebowe w Nowym Jorku zajmują się śmiercią i pochówkiem średnio 158 osób. Każdy ze szpitali ma tam miejsce na ok. 12 zwłok, a lekarze medycyny sądowej – na 900 ciał na całym administracyjnym terenie miasta.
System śmierci też się przeciąża
Teraz ta gęsto zaludniona i kosmopolityczna metropolia jest światowym liderem tragicznych statystyk – w minionym tygodniu każda doba przynosiła ok. 800 ofiar śmiertelnych nowego koronawirusa. Prognozy są mroczne – miasto szykuje się nawet na 16 tys. zgonów w najbliższych tygodniach i miesiącach. Szpitalom zaczyna brakować worków na ciała.
Czytaj też: Andrew Cuomo, przywódca czasów zarazy. Czym różni się od Trumpa?
„Kiedy przeciążasz system, przeciążasz również system śmierci” – mówił cytowany przez amerykańskie media nowojorski ekspert medycyny sądowej. Władze miasta zaczęły sygnalizować, że tymczasowe cmentarze trzeba będzie tworzyć w parkach. Wiadomość wywołała jednak panikę i szybko pojawiło się dementi.
Tymczasem system transportu i pochówku ciał jest zakorkowany. Problem stanowi wysoka liczba i częstotliwość zgonów. Kłopoty zaczynają się w szpitalach: kostnice są przepełnione, lekarze nie nadążają z wystawianiem aktów zgonu i dokumentacji niezbędnej dla przedstawicieli domów pogrzebowych, którzy ustawiają się w kolejkach i czekają na odbiór ciał. Miejskie biuro medycyny sądowej zakupiło 45 ciężarówek chłodniczych, które pełnią funkcję kostnic dla 3,5 tys. ciał. Stoją zaparkowane przy szpitalach, niektóre już działają, m.in. na Brooklynie.
Czytaj też: Nie ma już Nowego Jorku, czyli zaraza po amerykańsku
Szybkie pogrzeby w czasie pandemii
Nowojorskie domy pogrzebowe uginają się pod naporem liczby ciał. Mają za mało pracowników, część tzw. reżyserów ceremonii, makijażystów i osób dbających o umycie i ubranie zwłok jest na zwolnieniach lekarskich lub została objęta kwarantanną. Szefowie tych miejsc od wielu dni sygnalizują, że mają problem ze zdobyciem środków ochrony osobistej dla personelu. A bez masek, rękawiczek, fartuchów praca z ofiarami Covid-19 jest ryzykowna. Według WHO prawdopodobieństwo zakażenia się od zmarłego nie jest wysokie, ale istnieje.
Same domy pogrzebowe mają moce znacznie mniejsze od wymaganych – ceremonie pożegnalne zostały skrócone do kilkuminutowych, odbywają się często bez udziału bliskich zmarłego (także chorych lub izolowanych). Cały ciężar – też emocjonalny – spoczywa na barkach pracowników. To oni są w kontakcie ze zrozpaczonymi krewnymi, którym nie wolno pożegnać się z bliskimi. To oni informują, że ciało nie może zostać umalowane, umyte, zabalsamowane ani ubrane zgodnie z wolą zmarłego czy rodziny, a do trumny nie można włożyć żadnej pamiątki – każda z tych czynności oznaczałaby dodatkowe ryzyko.
Zatłoczenie domów pogrzebowych wynika także z niewystarczających mocy cmentarzy i krematoriów, którym – według nowych przepisów – wolno już pracować 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Taki tryb, nawet przy ekspresowych pochówkach – realizowanych w kilka minut i przy obecności tylko kilkorga bliskich – nie wystarcza.
Plany na wypadek licznych zgonów
A może być gorzej. I Nowy Jork jest na to przygotowany, przynajmniej jeśli chodzi o przepisy i procedury. W 2008 r. stworzono strategię działań na okoliczności pandemii. Wtedy biuro lekarza medycyny sądowej opublikowało dokument „Plan na wypadek nagłego wzrostu zgonów na grypę w szpitalach i poza nimi”. Najgorszy scenariusz przewiduje 50 tys. zgonów w ciągu dwóch miesięcy, a także chaos przemysłu funeralnego i panikę mieszkańców masowo tracących bliskich.
Pierwszy etap jest już wdrażany – to on przewidywał wynajęcie mobilnych chłodni jako tymczasowych kostnic i wycofanie ograniczeń trybu pracy krematoriów. W fazie drugiej ciała, których nie ma gdzie pochować (niedobór miejsc pochówku jest problemem globalnym, o czym pisaliśmy w „Polityce”), będą wywożone na Bronx, na cmentarz komunalny w Heart Island, gdzie teraz znajdują się kwatery dla najuboższych. Pochówkiem zajmować mieliby się robotnicy najemni. W fazie trzeciej biuro lekarza medycyny sądowej koordynowałoby działania wszystkich cmentarzy miejskich, gdzie pochówku dokonywano by metodą tymczasową i masową – trumny mieszczące 10 ciał składane byłyby do ziemi w wąskich rzędach, jedna przy drugiej. Określenie „tymczasowe” daje perspektywy późniejszej ekshumacji i pochówków indywidualnych.
Miasto uzbraja się na najgorsze – w minionym tygodniu do Nowego Jorku oddelegowano blisko 60 pracowników do zarządzania tymczasowymi kostnicami, to lekarze medycyny sądowej i członkowie Gwardii Narodowej. Na razie, jak mówią funeralni profesjonaliści, system się nie załamał, ciała oraz trumny nie będą leżeć na ulicach, jak w niektórych najciężej dotkniętych pandemią miejscowościach we Włoszech czy Ekwadorze.
10 stron z nekrologami na dobę
Przed domami pogrzebowymi w północnych Włoszech ustawiają się kolejki. Przekazywanie przedmiotów osobistych i ubrań dla zmarłych jest już prawnie zakazane. W nielicznych domach pracownicy – w pełnych strojach ochronnych – mogą jeszcze zaopiekować się ciałami. W szpitalach i kostnicach obowiązują nowe regulacje: ciała muszą zostać zapakowane i zamknięte w trumnach jak najszybciej. Pochówków dokonuje się bez ceremonii, co w katolickim kraju bywa dla wielu osobistym dramatem.
Dramatyczna liczba ofiar w miejscowościach takich jak Bergamo spowodowała, że trumny są przechowywane masowo w kościołach czy obiektach sportowych. Na pochówek trzeba czekać – czasem wiele dni. W najdrastyczniejszych z rejestrowanych przypadków rodziny musiały zamykać ciała w osobnych pokojach, ponieważ patolodzy i domy pogrzebowe nie nadążały z odbiorem zmarłych z domów. Smutnym odzwierciedleniem tragedii są strony lokalnej gazety „L’Eco di Bergamo”, która zamiast jednej drukuje ponad 10 stron z nekrologami dziennie.
Świat obiegły też dramatyczne obrazy z Ekwadoru. Jego najludniejsze miasto załamało się pod naporem pandemii. Cmentarze, kostnice i domy pogrzebowe w portowym Guayaquil są zatkane. Okryte ciała zmarłych bliscy wykładali na ulice, przed domy – tak zmarli oczekiwali na patologa i karawan. W ostatnich dniach biuro burmistrza zapewniło, że zrobi wszystko, by zapewnić ofiarom godny pochówek – sprowadziło trzy ciężarówki chłodnicze, posłużą za kostnice. Miasto dystrybuuje także 2 tys. tekturowych pudeł – w zastępstwie trumien. Aktualnie w kostnicach na pogrzeb czeka koło tysiąca ciał.
Nowe realia pogrzebów
We wszystkich krajach dotkniętych pandemią diametralnie zmieniły się realia pogrzebów. Bez względu na religię pochówków dokonuje się możliwie szybko i bezpiecznie. W indyjskim mieście Waranasi, najważniejszym i dla wyznawców hinduizmu świętym miejscu kremacji, nabrzeża rzeki Ganges – ghaty – zwykle nieustannie zatłoczone i pełne płonących stosów, są zamknięte dla postronnych. Skomplikowanych, wieloosobowych ceremoniałów teraz dopełnia jeden duchowny. Krematoriom wydano nowe regulacje uniemożliwiające np. rytualne balsamowanie, zakazane są tradycyjne procesje pogrzebowe.
Cały kraj jest od blisko dwóch tygodni objęty kwarantanną. Oficjalna liczba zgonów z powodu Covid-19 nie sięgnęła 200, ale nikt nie daje tym danym wiary.
W Izraelu w niektórych szpitalach ciała zmarłych wystawia się na widok bliskich w przeszklonych kontenerach, umożliwiając im pożegnanie. W pogrzebach uczestniczyć może 20 osób, ciało musi zostać zapakowane w dwa plastikowe worki, owinięte całunem i tak złożone do ziemi, zakazane jest m.in. tradycyjne podawanie szufelki z ziemią do posypania trumny.
Na Filipinach wprowadzono zarządzenie, by wszystkie ciała były kremowane w ciągu 12 godzin od zgonu. Wyjątek robi się dla wyznawców religii zakazujących kremacji, głównie muzułmanów – ich ciała muszą zostać w tak samo krótkim czasie zapakowane w szczelnie zamykany plastik i złożone do ziemi.
W Madrycie, najciężej dotkniętym pandemią mieście Hiszpanii, notującej rekordową liczbę zmarłych, pogrzeby odbywają się symbolicznie i błyskawicznie. Trumny przyjeżdżają w samochodach – jeden po drugim zatrzymują się na zaledwie kilka minut, otwierane są bagażniki i paki karawanów. Księża odmawiają skrócone modlitwy, skrapiają trumnę wodą święconą. Zmarłym towarzyszy najwyżej kilkoro bliskich, niektórych nie żegna nikt.
W Wielkiej Brytanii w Chislechurst pogrzeb pierwszej dziecięcej ofiary koronawirusa w kraju – 13-letniego chłopca z muzułmańskiej rodziny – odbył się bez udziału krewnych. Cała jego rodzina jest w kwarantannie, część choruje na Covid-19.
Nowe cmentarze – szybko i w sekrecie
Vila Formosa położony na obrzeżach brazylijskiego São Paolo to największy cmentarz w Ameryce Łacińskiej. Zajmuje 750 tys. m kw. i szacuje się, że mieści 1,5 mln ciał. Teraz trwa jego powiększanie. Wykopane kwatery miały wystarczyć na trzy miesiące, zapełniły się w cztery tygodnie. Miasto kupuje średnio 6 tys. trumien co pół roku, teraz w miesiąc zamówiło 8 tys. Armia pracujących w Vila Formosa grabarzy licząca 260 osób właśnie zmalała do 200, reszta jest zakażona. I to oni donoszą, że liczba zgonów podawana w oficjalnych źródłach jest drastycznie zaniżona, ich doświadczenie mówi, że tak źle nie było nigdy.
Pogrzeby w Vila Formosa trwają teraz pięć minut, żadnych przemówień ani pożegnań – bez względu na przyczynę zgonu. Grabarze pracują w kombinezonach i maskach. Miasto ma 22 cmentarze, ale tylko jedno krematorium.
W Iranie już w lutym epidemia przyjmowała tragiczny obrót. Jednak władze nie podawały prawdziwych informacji – dowodem stały się opublikowane w marcu w „New York Timesie” zdjęcia satelitarne dużego cmentarza powstałego naprędce na przedmieściach miasta Kom. Lokalne władze oskarżyły ministerstwo zdrowia o zakłamywanie statystyk. Gdy rząd twierdził, że z powodu koronawirusa w całym kraju zmarło 12 osób, miasto miało za sobą już 50 pogrzebów.
Czytaj też: Iran udaje, że walczy z pandemią
Ilu umiera na Covid-19
Wątpliwości co do faktycznej liczby ofiar śmiertelnych podnoszone są dziś właściwie na całym świecie – od Chin, których władzom zarzuca się potężne manipulacje danymi od początku pandemii Covid-19, po Europę i USA, gdzie śmierci jest zbyt dużo, by odpowiedzialni za stwierdzanie przyczyn lekarze mieli szansę postawić pewną diagnozę i gdzie do oficjalnych statystyk nie włącza się m.in. osób zmarłych w domach.
Jest prawdopodobne, że faktycznej czy choćby wiarygodnie przybliżonej łącznej liczby ofiar Covid-19 nie poznamy nigdy. Tymczasem pracownicy przemysłu funeralnego apelują o docenienie ich pracy, obciążenia psychicznego i o zapewnienie im bezpieczeństwa. W doniesieniach różnych globalnych mediów powtarzają, że niosą teraz wyjątkowy ciężar, a czują się niewidoczni, jak cienie.