Świat

Pozdrowienia z jądra ciemności

USA: Rozmyślania lekarza z Manhattanu

Nowy Jork, Szpital polowy organizacji charytatywnej „Samaritan's Purse” uruchomiony w Central Park. Nowy Jork, Szpital polowy organizacji charytatywnej „Samaritan's Purse” uruchomiony w Central Park. Jeenah Moon/Reuters / Forum
Doktor Wojciech Pałka, lekarz na Manhattanie, nie może opuścić duszących się ludzi. On jest przecież od tlenu.
Doktor Wojciech PałkaKarolina Pałka Doktor Wojciech Pałka

Central Park, który doktor od trzech dekad pokonuje pieszo w drodze do kliniki, jest tej wiosny zjawiskowy. Jakby intensywniejszy w odcieniach zieleni, czystszy, cichszy. I smutny. Nieprzyzwyczajonych do braku zgiełku, podobnie jak doktor spieszących do pracy, z zamyślenia wyrywają dźwięki karetek. Czasem pod stopami przefrunie foliowa rękawiczka.

Przekraczając śluzę Lenox Hill, elitarnego szpitala w centrum Manhattanu, gdzie praktykuje jako międzynarodowej sławy chirurg pulmonolog – eksperymentator, pionier – doktor zaczyna typowy dzień na pierwszej linii konfrontacji z wirusem. I z naturą ludzką, nie wyłączając własnej.

W Lenox Hill codziennie walczy o tlen ponad 300 zakażonych, z czego kilkudziesięciu wyręczają respiratory. Te jeszcze mają w zapasie. Szkopuł w tym, że niewielu potrafi je obsłużyć. Kiedy respiratory piszczą jednocześnie, domagając się analogowego przeglądu parametrów, doktor nie wyrabia się odpowiednio szybko do wszystkich umierających na brak oddechu.

Przestał liczyć, ile żyć ucieka mu dziennie. Zwariowałby, rozmyślając o swoich zmarłych pacjentach, czekających w kolejce do anonimowego pochówku na jednej z wysepek przy wejściu do kliniki. Spoczywają w przenośnych chłodniach osłoniętych namiotami z brezentu. Pocieszeniem jest obietnica władz, że kiedyś ich ekshumują i każdemu z osobna przywrócą nazwisko.

O naturze ludzkiej

Paradoksalnie śmierci mobilizują doktora. Im ich więcej, tym bardziej jest zdeterminowany, by udało się przyjętych do Lenox na ostatnich oddechach odpiąć od respiratorów i wypisać do domów.

Młodzi przebojowi rezydenci wymyślili ostatnio nowy rytuał. Gdy pacjent budzi się ze śpiączki, puszczają przez szpitalny radiowęzeł brawurowe szlagiery, często Beatlesów. Wcześniej węzeł alarmował tylko złowrogim dźwiękiem, zwanym kodem niebieskim, wzywającym zespoły reanimacyjne na ratunek.

Polityka 18.2020 (3259) z dnia 27.04.2020; Świat; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Pozdrowienia z jądra ciemności"
Reklama