„Niezdolni do stworzenia jednolitego, solidarnego narodu, Włosi od zawsze stanowią tylko ludzką zbieraninę”, a Italia to „konglomerat gmin, które nie stanowią żadnej ojczyzny” – napisał niedawno redaktor naczelny prawicowego dziennika „Libero” Vittorio Feltri.
Czy jednak w czasach pandemii takim stwierdzeniom nie usiłują zaprzeczyć sami Włosi? Na początku marca, kiedy w Lombardii i Wenecji Euganejskiej w zastraszającym tempie rosła liczba chorych na COVID-19, w oknach i na balkonach całej Italii pojawiły się trójkolorowe flagi i tęczowe banery z napisem „Tutto andrà bene” (Wszystko będzie dobrze). W kraju, gdzie futbol to więcej niż religia, dotychczas takie patriotyczne powiewanie flagami i zbiorowe śpiewanie hymnu zarezerwowane było tylko dla zwycięstw piłkarskiej reprezentacji.
Po jakimś czasie zmęczeni przymusowym siedzeniem w domu i próbując w obliczu pandemii dodać sobie otuchy, wychylając się z okien i stojąc na balkonach, Włosi zaczęli wyśpiewywać najsłynniejsze przeboje. W całej Italii słychać było „Volare, Azzurro” i „Il cielo è sempre più blu”. Wreszcie zaintonowali także „Pieśń Włochów”, czyli hymn państwowy, oficjalnie przyjęty dopiero w 2017 r., bo od 1946 r., owszem, był wykonywany, lecz według przepisów tylko „prowizorycznie”.
Europa nas opuściła
Podniosły, patriotyczny nastrój udzielił się również prasie. Rzymski dziennik „Il Messaggero”, relacjonując przypadające 17 marca obchody rocznicy zjednoczenia Włoch (1861 r.), z patosem opisywał iluminację w barwach narodowych szeregu zabytków i pomników, w tym także siedziby włoskiego rządu – Palazzo Chigi. Tekst chwytał za serce i niemal wyciskał łzy z oczu, podkreślając, że w spontanicznych manifestacjach narodowej dumy uczestniczyło również „wielu młodych ludzi, dotychczas nieskłonnych używać słów i symboli świadczących o miłości ojczyzny”.