Włochy powoli wracają do normalności. Niezbitym tego dowodem jest przebudzenie biurokracji, która w błyskawicznym tempie zawłaszcza całą przestrzeń dotąd niepodzielnie zajmowaną przez SARS-CoV-2. Państwowy Instytut Zdrowia (Istituto Superiore di Sanità, ISS) w obawie, by wobec ustępowania pandemii nie stracić wpływów, wszedł w sojusz z INAIL, najpotężniejszą ze wszystkich instytucją we Włoszech. Ten z pozoru niewinny skrót odnosi się do Istituto Nazionale per l′Assicurazione contro gli Infortuni sul Lavoro, czyli Państwowego Zakładu Ubezpieczeń od Wypadków przy Pracy.
Jeszcze w XIX w. Włosi powołali do życia odrębny organ mający gwarantować odszkodowania dla pracowników, którzy padli ofiarą wypadków. Do dziś są z niego szczególnie dumne przede wszystkim bardzo silne w tym kraju związki zawodowe, chociaż to właśnie składki na INAIL i INPS (Istituto Nazionale della Previdenza Sociale, odpowiednik naszego ZUS) powodują, że każda firma, zatrudniając oficjalnie nowego pracownika, musi planować wydatki w wysokości dwukrotnego miesięcznego wynagrodzenia, bo INPS i INAIL pochłaniają niemal tyle, ile wynosi pensja. Wysokie składki przyczyniają się w znacznym stopniu do tego, że nie sposób ograniczyć tzw. szarej strefy i praca bez formalnej umowy czy kontraktu stanowi najczęstszy sposób zatrudnienia.
Czytaj też: Skąd wziąć pieniądze, by wydostać Włochy z dołka
Kawa na dystans
I teraz to właśnie ISS i INAIL, pod baczną kontrolą INPS, opracowały zasady odmrażania gospodarki po pandemii od 18 maja. Przewidziane w lokalach i miejscach publicznych cztery metry kwadratowe na osobę, o ile dają gwarancję bezpieczeństwa, to są nie do zastosowania w tawernach i pizzeriach w wąskich zaułkach Rzymu ani nawet, jak się okazuje, na dość rozległym pl.