Unia jest w kryzysie, pandemia tylko go spotęgowała. Zaczęło się w połowie marca od zamykania granic i zawieszenia układu z Schengen, bez unijnego porozumienia w tej sprawie. Niedługo później rozpoczęły się krajowe lockdowny – również nieskoordynowane na poziomie unijnym: gospodarki państw członkowskich (poza Szwecją) w zasadzie stanęły. Kryzys od początku był asymetryczny: znacznie bardziej dotknął medycznie, a w ślad za tym gospodarczo, kraje Południa, przede wszystkim Włochy i Hiszpanię. Te z kolei, mając ograniczone możliwości finansowe oraz związane ręce z powodu braku własnej waluty, zaczęły domagać się pomocy od pozostałych członków Unii. I coś właśnie dostały.
1.
„Przełom” – to słowo najczęściej pada z ust entuzjastów unijnego projektu. Chodzi o Fundusz Pomocowy zaproponowany przez Angelę Merkel i Emmanuela Macrona na wspólnej telekonferencji 18 maja. Przywódcy Niemiec i Francji wezwali do stworzenia unijnego pakietu o wartości 500 mld euro do walki z gospodarczymi skutkami pandemii. Ma być sfinansowany – i tu właśnie ten przełom – z pożyczki zaciągniętej przez Komisję Europejską, gwarantowanej przez państwa członkowskie, które będą ją spłacać co najmniej przez 20, a niektórzy mówią, że nawet przez 40 lat.
Merkel podczas telekonferencji nie użyła słów „euro-” lub „koronaobligacje”, ale ów przełom polega właśnie na emisji unijnych obligacji, czyli uwspólnotowieniu długu – przed czym Niemcy zawsze się bronili. Wszyscy członkowie Unii pożyczą więc wspólnie pieniądze, aby dać je – tu kolejny przełom, bo chodzi o granty, a nie kredyty – państwom, których gospodarki najbardziej ucierpią w wyniku pandemii. Którym i ile – o tym ma zdecydować Komisja. Liderzy Niemiec i Francji proponują więc de facto czasową unię transferową, w której bogatsi (choć to nie reguła – o tym niżej) będą wspierać biedniejszych.