Lokalne umowy koalicyjne rzadko budzą międzynarodowe zainteresowanie. Z porozumieniem Likudu premiera Beniamina Netanjahu i partii Biało-Niebiescy Benny’ego Ganza jest jednak inaczej. Już drugi miesiąc narasta międzynarodowa presja na ich wspólny rząd, by nie realizował jednego z punktów umowy. Pozwala on Netanjahu po 1 lipca anektować zasiedlone już przez Izrael terytoria palestyńskie. Tyle tylko, że aneksję tych terytoriów regulują nie umowy koalicyjne, ale prawo międzynarodowe, potępiając je.
Porozumienie Netanjahu z Ganzem zakończyło roczny kryzys polityczny w Izraelu, w trakcie którego trzykrotne przedterminowe wybory nie wyłoniły większości rządowej. Decyzję Ganza o koalicji z Likudem powszechnie uznano za zdradę wyborców. Głosowali na Biało-Niebieskich, bo ci obiecywali nie koalicję, ale bezkompromisową walkę ze skorumpowanymi i coraz bardziej bezprawnymi rządami Netanjahu.
Ganz nieprzekonująco uzasadniał swoją woltę koniecznością jedności narodowej w walce z pandemią, z którą akurat mniejszościowy rząd Likudu radził sobie całkiem nieźle i bez niego. Prawdziwa przyczyna kryzysu, czyli wojna, jaką oskarżony o korupcję premier wydał sądom i państwu prawa, pozostała niezmieniona. Zaś punkt z umowy koalicyjnej o aneksji grozi zastąpieniem kryzysu wewnętrznego międzynarodowym.
Jordania zapowiada, że aneksja wywoła „konflikt”; możliwe jest wręcz zerwanie układu pokojowego z Izraelem. Starszy o dekadę pokój z Egiptem zapewne ocaleje, ale kontakty z innymi państwami arabskimi już nie. „Albo aneksja, albo normalizacja” – zatytułował swój artykuł w izraelskim dzienniku „Jedijot Ahronot” ambasador ZEA w USA. I aneksję, i normalizację odrzucają władze Autonomii, które zapowiedziały ogłoszenie niepodległości na całym Zachodnim Brzegu i w Gazie (której nie kontrolują), gdy tylko aneksja zostanie ogłoszona.