W nadmorskiej wsi Panagiouda nic nie słychać. Nie docierają tam krzyki protestujących uchodźców, których policja potraktowała kilka dni temu gazem łzawiącym. Nie dochodzi skandowanie dzieci, które z zapamiętaniem uderzają w plastikowe butelki po wodzie: „Azadi! Azadi!” (Wolności!). Tego właśnie żąda 12 tys. osób, które wylądowały na ulicy po pożarze Morii – największego ośrodka przejściowego dla uchodźców w Europie. Tego samego życzą im mieszkańcy Lesbos, którzy są zmęczeni pięcioletnim status quo.