Osiem godzin trwało wczorajsze spotkanie kanclerz Angeli Merkel z przywódcami wszystkich krajów związkowych, którzy mimo pandemii przyjechali osobiście do Berlina. Gdy kończyła się pierwsza fala, federalne Niemcy zdecydowały, że kluczowe decyzje będą odtąd podejmować premierzy poszczególnych landów. Jednak szybko okazało się, jak wiele chaosu powoduje ta strategia. Podczas gdy jedne regiony chętniej wprowadzają obostrzenia, inne wolą z nimi czekać, a jeszcze inne uważają część ograniczeń za bezsensowne. Dopiero niedawno udało się ustalić wspólne zasady noszenia maseczek w sklepach i transporcie zbiorowym, ale wysokość mandatów dla nieposłusznych pozostała różna – od 50 do ponad 200 euro.
Czytaj też: Co będzie dalej z pandemią? Słuchajmy modeli!
Merkel grozi kolejnym lockdownem
Także w wielu innych tematach nie ma ogólnonarodowej zgody, a chociaż Niemcy wciąż mogą pochwalić się jak na Europę niezłymi danymi epidemicznymi, liczba zakażeń w ostatnich dniach także tam zaczęła szybko rosnąć. Dzisiaj przybyło ponad 6 tys. chorych – takiego dobowego wyniku nie zanotowano nigdy, nawet na wiosnę, chociaż teraz wykonuje się więcej testów (ponad milion tygodniowo). Wciąż rezerwy systemu ochrony zdrowia są duże, wciąż liczba zgonów z powodu koronawirusa pozostaje na niskim poziomie (wczoraj zmarły 33 osoby), ale naukowcy ostrzegają, a kanclerz Merkel podziela ich zaniepokojenie. Wczoraj próbowała przekonać wszystkich premierów do wspólnej strategii i groziła, że jeśli się to nie uda, kraj czeka