Zgodnie z oczekiwaniami amerykański Senat głosami republikańskiej większości zatwierdził w poniedziałek nominację Amy Barrett na sędzię Sądu Najwyższego. W rezultacie w trybunale tym, rozstrzygającym o zgodności orzeczeń sądów niższych instancji i ustaw legislatur z konstytucją, zdecydowaną przewagę – 6 do 3 – mają teraz sędziowie konserwatywni, co może skutkować poważnymi konsekwencjami prawnymi i politycznymi.
Bezprecedensowe powołanie sędzi Barrett
Zatwierdzenie Barrett, 48-letniej sędzi federalnego sądu apelacyjnego, było przesądzone już po głosowaniu w senackiej komisji wymiaru sprawiedliwości w ubiegłym tygodniu, ale odbyło się z naruszeniem uświęconych tradycją zwyczajów. Demokraci zbojkotowali głosowanie w proteście przeciwko bezprecedensowej procedurze jej powołania: Trump nominował Barrett natychmiast po śmierci liberalnej sędzi Ruth Bader Ginsburg we wrześniu, a przywódca republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell oznajmił, że zostanie zatwierdzona jeszcze przed wyborami 3 listopada. Tymczasem ci sami republikanie w 2016 r. nie dopuścili do zatwierdzenia nominata Obamy Merricka Garlanda pod pretekstem, że nie można tego uczynić na kilka miesięcy przed wyborami, bo w sprawie nominacji „naród powinien mieć coś do powiedzenia”. Głosowanie w sprawie Barret nastąpiło na tydzień przed wyborami. W historii USA nigdy nie doszło w takim momencie do zatwierdzenia nominacji do Sądu Najwyższego, w dodatku tak radykalnie zmieniającego układ sił.
Trwające około tygodnia przesłuchania Barrett przed komisją nie rozjaśniły wątpliwości, jak będzie orzekać w najważniejszych kwestiach. Jak wielu poprzednich kandydatów na sędziów odmawiała ujawnienia swych poglądów na kluczowe i politycznie kontrowersyjne tematy, np.