2 grudnia zmarł Valéry Giscard d’Estaing, prezydent w latach 1974–81. Choć to epoka odległa, to dla Francji okazała się przełomowa, a sam długowieczny polityk (94 lata) już po prezydenturze znalazł sobie pole do ważnego działania. Wspomnienie o nim jest potrzebne.
Fenomenalnie uzdolniony prezydent
Urodzony w 1926 r. zdążył jeszcze – jako nastolatek – zaciągnąć się do sił Wolnych Francuzów i odznaczyć w walkach z Niemcami. Poszedł drogą dla prezydentów Francji klasyczną, kończąc elitarne szkoły. W wieku 32 lat został najmłodszym ministrem finansów i zaimponował wykształconym Francuzom rzeczywiście niezwykłym wyczynem – w półtoragodzinnym wystąpieniu w Zgromadzeniu Narodowym przedstawił budżet państwa z pamięci, bez posługiwania się notatkami. Niewątpliwie był fenomenalnie uzdolniony.
W kraju, w którym jego szef ma ogromne uprawnienia, nie można prezentować prezydenta bez zaznaczenia epoki, w której działał. VGE czy Giscardowi – jak go w skrócie określano – przypadł okres po monumentalnym generale de Gaulle’u (i jego następcy i przyjacielu Georges′owi Pompidou), czyli po pamiętnej rewolucji pokoleniowej i obyczajowej maja 1968 r. Obejmując prezydenturę, zapowiedział, że będzie to „zmiana w kontynuacji”, ale z tej formuły wyszło na pewno nieporównanie więcej.
Obniżenie pełnoletności do 18. roku życia, liberalizacja w dostępie do środków antykoncepcyjnych, słynna ustawa Simone Veil z 1975 r. o dopuszczalności przerywania ciąży, rozszerzenie uprawnień Rady Konstytucyjnej (odpowiednika polskiego Trybunału Konstytucyjnego) – bardzo odmieniły kraj. Prezydenci Francji piszą ważne książki – ciekawe, że ta Giscarda nosiła tytuł „Demokracja francuska” i była, nie bez megalomanii autora, zadedykowana Mariannie i Gawroszowi.