Dziś dzień solidarności z Białorusią. Jutro Białorusini obchodzą święta Bożego Narodzenia. Powodów do życzenia wszystkiego najlepszego Białorusin(k)om jest jeszcze więcej niż samym sobie w naszej pisowsko-pandemicznej rzeczywistości. Tylko pozornie bowiem sytuacja u dzielnych wschodnich sąsiadów została ustabilizowana. Białoruś będzie jednym z najciekawszych miejsc na świecie w 2021 r. Nie tylko ze względu na to, co się może wydarzyć wewnątrz, ale także ze względu na jej strategiczne znaczenie dla Rosji.
Mały białoruski sabotaż
Jest zima, a w Białorusi inaczej niż u nas zima wciąż jest prawdziwa (taka ze śniegiem i mrozem), codzienne demonstrowanie nie jest więc już takie proste. Aleksandr Łukaszenka ma jeszcze kończące się pożyczone od Rosji dolary i jeden z największych per capita na świecie aparatów przemocy. Ale to by było na tyle. Liczba protestujących się nie zmniejszyła, nawet jeśli nie formują dziś jednego wielkiego marszu. Obecnie przyjęta strategia polega na marszach rozproszonych, żeby uniemożliwić interwencję OMON-owi. Te marsze pojawiają się wszędzie i codziennie, zdjęcia i nagrania krążą po kanałach Telegramu i YouTube.
Działa ośmieszający władze i bardzo kosztowny w zwalczaniu mały sabotaż, czyli rozwieszanie flag, zakuwanie ich w taflach jezior, malowanie symboli narodowych na murach itd. Za byle przewinienie (np. namalowanie na ulicy hasła „Nie przebaczymy”) reżim wsadza na lata do więzienia nawet bardzo młodych ludzi. W ten sposób produkuje męczenników, tworzy symbole oporu i mobilizuje do walki następnych. Pacyfikacje uniwersytetów i liceów wychowują i szkolą do oporu pokolenie białoruskich patriotów. Takimi metodami jeszcze żaden dyktator na dłuższą metę nie utrzymał się u władzy, za to wielu upadło.
Ważnym miejscem konfrontacji jest sieć, gdzie hakerzy atakują strony administracji i mediów posłusznych Łukaszence, a przede wszystkim ujawniają dane funkcjonariuszy aparatu przemocy, którzy stają się natychmiast obiektami społecznego napiętnowania tam, gdzie mieszkają. To działa jak potężny straszak. Ci ludzie mają rodziny, dzieci w szkole, żony w pracy, chodzą do lekarza, na zakupy, mają jakichś przyjaciół i znajomych. A to niemal sami przeciwnicy Łukaszenki, bici, poniżani i okłamywani przez reżim. Omonowcy dobrze zarabiają, ale są społecznie izolowani.
Czytaj też: Policja w służbie władzy
Łapać się Rosji, trzymać z Łukaszenką?
W efekcie coraz więcej jest więc doniesień pokazujących rozkład dyscypliny w aparacie przemocy. Kolejne kompromitujące nagrania ujawniane przez fundację BY_POL (zrzeszającą byłych siłowików, którzy przeszli na stronę opozycji) dowodzą, że lojalność wobec dyktatora słabnie. Nagrano nawet samego Jurija Karajewa (byłego szefa MSW), jak mówi, że trzeba znaleźć paragraf na jednego z liderów opozycji Siergieja Cichanouskiego. Ujawniono nagranie jednego z zabójców Ramana Bandarenki, który zbiegł do Rosji. Funkcjonariuszy chroniących Łukaszenkę przed protestującymi, którzy wyśmiewają się z dyktatora i rozmawiają o motywacjach czysto finansowych. Jeśli ostatni krąg władzy jest tak nieszczelny i niewierny, a wszyscy mogą to zobaczyć, to dyktator nie może spać spokojnie.
Chaos w głowach służbistów wzmacniają doniesienia o niejasnych zamiarach Kremla. Z jednej strony Rosjanie niby wspierają Łukaszenkę, bo Rosji się to opłaca (strategiczne wrota na Zachód dla armii rosyjskiej i relatywnie bogaty, zindustrializowany region), z drugiej strony: po co wspierać dyktatora, który gdy tylko stanie na nogi, znowu będzie Rosję oszukiwał na wszystkie sposoby, a nawet zdradzał z Zachodem, jeśli pojawi się okazja (a pamiętajmy, że Rosja wszędzie widzi ingerencje NATO i spiski).
To, co wszyscy podejrzewali, zostało wreszcie udowodnione przez magazyn „The Insider”. Jego śledztwo pokazało, że Rosjanie szykują dla Łukaszenki alternatywę w postaci prorosyjskiej partii Prawo Ludu organizowanej przez rosyjskiego gen. Władymira Czernowa, który podobne rzeczy robił w innych byłych republikach sowieckich. Podstawą miałaby być reforma konstytucyjna (do podobnych zmian Rosja zmuszała Ukrainę i innych buntujących się satelitów), która pozwoliłaby na decentralizację ułatwiającą infiltrację i korumpowanie państwa. Zbierani są kandydaci do niej pracujący w mediach, lokalnych strukturach władzy, biznesie. Takie doniesienia sprawiają, że dezorientacja w aparacie władzy rośnie. Ci, którzy chcą się załapać, nie bardzo wiedzą, kogo się łapać. Opozycja prozachodnia, opozycja prorosyjska, partia rosyjska, a może wciąż znienawidzony i wyśmiewany wszędzie, ale wyjątkowo cwany Łukaszenka?
Czytaj też: NATO kontra Rosja. Kto kogo teraz wymanewruje?
Uczmy się od Białorusinów
Władcy kończą się pieniądze. Pandemia kosztuje, nurkujący kurs rubla białoruskiego kosztuje, sankcje kosztują, banki zachodnie ani Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie chcą współpracować, najlepsi specjaliści wyjeżdżają, spadają ceny nawozów azotowych i przetworzonych rosyjskich surowców stanowiących główną część białoruskiego eksportu, rezerwy walutowe się kończą, ceny rosyjskiej ropy osiągają rynkową wartość, ludzie wyciągają gotówkę i walutę z banków. A cena lojalności administracji państwowej i siłowików rośnie. Nie bardzo wiadomo, jak Łukaszenka miałby ten problem rozwiązać.
W końcu przyjdzie wiosna, ludzie wyjdą na ulice. Nie ma dziś lepiej wyszkolonego w oporze społeczeństwa niż białoruskie i chyba nie było dotąd równie kreatywnego, zdyscyplinowanego i konsekwentnego. Białorusini nie popełnili dotąd żadnych błędów: nie pokłócili się, nie prowokowali Rosji ani nie wysuwali nierealistycznych oczekiwań wobec Zachodu, zyskali sympatię całego świata. Nie są już dla nikogo anonimowi. Stali się wzorem i inspiracją, o czym najlepiej wiemy my, którzy bierzemy udział w Strajku Kobiet. Marta Lempart i inne liderki wprost powołują się na białoruskie protesty.
Swiatłana Cichanouska jeździ po świecie, skutecznie nawiązuje kontakty i organizuje pomoc. Aktywna jest diaspora białoruska. Otoczenie międzynarodowe robi się coraz bardziej sprzyjające. Zaraz obejmą urząd Joe Biden, czyli stara szkoła zimnowojenna, i Kamala Harris, na którą Cichanouska i więziona Maryja Kalesnikawa mogą liczyć bardziej niż na Trumpa z Pence′em.
Nawet jeśli opór Białorusinów nie wygląda dziś spektakularnie, to powodów do optymizmu nie brakuje. Bądźmy nie tylko dziś solidarni z Białorusinami, pamiętajmy o nich, pomagajmy i uczmy się, bo sami jesteśmy w potrzebie.
Czytaj też: Kobiety lepiej rządzą