Świat

Ile szczepionek się marnuje? Dlaczego trzeba je wyrzucać?

W debacie dotyczącej tego, kto i kiedy powinien otrzymać szczepionkę na covid-19, regularnie wraca wątek marnowania dawek. W debacie dotyczącej tego, kto i kiedy powinien otrzymać szczepionkę na covid-19, regularnie wraca wątek marnowania dawek. tomwang / PantherMedia
Przypadki przymusowej utylizacji szczepionek zdarzają się we wszystkich krajach, choć na różną skalę i z różnych powodów. Czasem wywołuje to afery.

Nie tylko w Polsce zaczęło się od afery. U nas chodziło o szczepienia poza ustaloną kolejnością, dyskutowano o przywilejach i systemowych problemach służby zdrowia. W innych krajach mocniej wybrzmiewają argumenty o ogólnej metodologii. Przykład Izraela bowiem pokazuje, że wbrew unijnym założeniom niekoniecznie trzeba dzielić obywateli na wąskie grupy wiekowe, a dawki wykrajać niemal chirurgicznie. Znamienne, że sukces tej strategii lubią przywoływać politycy z różnych państw, ale mało kto próbuje się do niej przybliżyć.

Czytaj też: Jak szczepi się świat

Nie zmarnować ani jednej dawki

W debacie dotyczącej tego, kto i kiedy powinien otrzymać szczepionkę, regularnie wraca wątek marnowania dawek i sposobów zapobiegania takim sytuacjom. Afera wybuchła m.in. w Irlandii, kiedy 8 stycznia w Coombe University Hospital w Dublinie pozostały rozmrożone dawki od Pfizera/BioNTechu, a nie było już na nie chętnych. Zaszczepiono już ponad tysiąc medyków z samego szpitala, okolicznych klinik i przychodni. Nadmiarowe porcje otrzymało ostatecznie 16 członków rodzin pracowników Coombe, w tym dwoje dzieci jego szefa prof. Michaela O’Connella.

Gdy sprawa wyszła na jaw, lekarz bronił się, podkreślając, że jedno z jego dzieci pracuje w sektorze medycznym, bo pomaga w jego prywatnym gabinecie, a drugie jest wolontariuszem w Coombe. Opinii publicznej te argumenty nie przekonały. Tak samo jak te, że wśród 16 osób dziewięć miało ponad 70 lat. O’Connell w oświadczeniu zapewniał, że nie chciał dopuścić do zmarnowania nawet jednej dawki szczepionki. Twierdzi, że „podjął wszelkie starania”, by podać ostatnie 16 porcji najpierw pracownikom z pierwszej linii walki, a gdy takich osób nie znalazł, zaszczepił członków ich rodzin.

W Irlandii najpierw dostęp do szczepień mają medycy i mieszkańcy domów opieki w wieku 65 plus. Obrońcy O’Connella jednak argumentują, że każda dawka jest na wagę złota – zwłaszcza teraz, kiedy Pfizer ograniczył dostawy. Szczepionek jest mniej, a do tego wielu porcji nie udało się uratować. Na przykład w Niemczech jeszcze w grudniu kilka samorządów odmówiło rozpoczęcia akcji szczepień, bo miało wątpliwości – nie było jasności, czy w podróży z fabryk preparaty były przetrzymywane w odpowiednio niskiej temperaturze. Czas spędzony dodatkowo na weryfikowaniu procedur spowodował, że część ampułek była już nieprzydatna.

Kontrowersje wzbudził też komunikat francuskiego ministerstwa zdrowia, które szacuje, że marnowana jest nawet prawie jedna trzecia (30 proc.) dawek trafiających do kraju: w transporcie, w szpitalach, w czasie szczepień.

Czytaj też: Covid-19 zabił już dwa miliony ludzi

Kto marnuje najwięcej?

Nie da się jednoznacznie wskazać, kto w Europie marnuje najwięcej. Szef KPRM Michał Dworczyk stwierdził co prawda, że wskaźniki utylizacji preparatów w Polsce są jednymi z najniższych na kontynencie, ale trudno to zweryfikować. Według oficjalnych danych w naszym kraju zmarnowano ok. 2 tys. dawek (stan na 22 stycznia), czyli nieco ponad 0,25 proc. wszystkich dostarczonych dawek.

Nie wiadomo, jak pod tym względem wypadamy na tle Europy. Z bardzo prostej przyczyny – wiele państw statystyk utylizacji zwyczajnie nie prowadzi. W części, np. w Niemczech i Włoszech, powstają rejestry regionalne, w innych takich danych nie publikuje się wcale. Gromadzenie ich jest też czasochłonne, a za każdy etap akcji szczepień odpowiada często inny podmiot administracyjny, dane są rozproszone.

Wbrew temu, co mówi Michał Dworczyk, do analizy na poziomie europejskim służą więc dane anegdotyczne, jak wspomniane francuskie 30 proc. Tymczasem szczepionki bardzo łatwo zmarnować właściwie w każdym momencie.

Czytaj też: Dlaczego Francja zaszczepiła tak dramatycznie mało osób?

Dużo dawek, wyższe ryzyko

Dane Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wskazują, że marnuje się od 5 do nawet 50 proc. dawek szczepionki na koronawirusa. Osobno klasyfikuje się straty poniesione wtedy, gdy fiolki są zamknięte (uszkodzone w transporcie itd.), i kiedy są otwarte. W tym drugim przypadku błąd popełnia zwykle człowiek: źle odmierzając porcje albo niewłaściwie podając preparat. Część marnuje się wreszcie z powodu przedwczesnego rozmrożenia.

Odsetek utylizowanych dawek rośnie poza tym razem z objętością fiolki: kiedy mieści tylko jedną dawkę, marnuje się ok. 5 proc. Preparaty Pfizera/BioNTechu, Moderny i Oxford/AstraZeneca przechowuje się tymczasem we fiolkach złożonych z pięciu–sześciu i więcej porcji. Dwa pierwsze produkty podaje się już w Unii Europejskiej, decyzja w sprawie trzeciej zapadnie na początku lutego.

Czytaj też: Szczepionki powstały ekspresowo. Czy są bezpieczne?

Wszystko to pokazuje, jak ważna jest współpraca między producentami, organami odpowiedzialnymi za logistykę i medykami. Najlepiej ilustruje to przykład Wielkiej Brytanii, która zaczęła szczepić jako pierwsza w Europie. Jeszcze w połowie grudnia obowiązywała oficjalna instrukcja NHS mówiąca, że preparat Pfizera/BioNTechu należy podawać tak, jak wskazuje producent – z jednej fiolki pobierać pięć dawek. W praktyce dało się uzyskać sześć. NHS zmieniło więc zdanie i pozwoliło używać także szóstej porcji. W przeciwnym razie mogłoby się zmarnować nawet 150 tys. dawek.

W debacie o szczepionkach warto więc skupić się na sprawach naprawdę ważnych – ważniejszych niż polaryzujące społeczeństwo debaty wokół celebrytów czy dzieci lekarzy.

Czytaj też: Czy szczepionek na covid wystarczy dla całej Europy?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną