„Georgia on My Mind” – śpiewał o niej nieśmiertelny Ray Charles i inni giganci amerykańskiego soulu. Ostatnio Georgia, stan klasycznego, głębokiego amerykańskiego Południa, od dziesięcioleci zdominowany przez Republikanów, stał się areną politycznej rewolucji. Najpierw w wyborach prezydenckich Joe Biden dość niespodziewanie pokonał tu Donalda Trumpa. A ostatnio, 5 stycznia, w wyborach uzupełniających do Senatu doszło do jeszcze większej sensacji – republikańskich senatorów Kelly Loeffler i Davida Perdue pokonali dwaj Demokraci: 51-letni czarnoskóry pastor Raphael Warnock i 33-letni filmowiec dokumentalista żydowskiego pochodzenia Jon Ossoff. Miało to wymiar symboliczny – Warnock odprawiał nabożeństwa w Ebenezar Baptist Church w Atlancie, w tym samym kościele, w którym kazania wygłaszał kiedyś Martin Luther King. Wynik wyborów sprawił, że obie izby Kongresu przeszły pod kontrolę Partii Demokratycznej, co ułatwi rządy nowemu prezydentowi, który właśnie wprowadził się do Białego Domu.
Georgia przoduje od lat
Georgia to prawdopodobnie najważniejszy stan Południa. Tu rodzili się lub działali najwybitniejsi przywódcy czarnej Ameryki i paru czołowych białych polityków w XX w. Tu powstawała stworzona przez białych mitologia regionu, nawiązująca do jego mrocznej przeszłości. Amerykańscy południowcy lubią przypominać o swojej southern hospitality, co znaczy nieco więcej niż po prostu gościnność. Na piękny stereotyp, reklamowany przez agencje turystyczne, mają się składać uprzejmość, serdeczność, gotowość do pomocy, a przede wszystkim uroki regionalnej kuchni. W rankingach oceniających wszystkie stany Dixie, jak potocznie nazywa się Południe, Georgia niezmiennie przoduje od lat. To prawda, wycieczka tam pozostawia zwykle przyjemne wspomnienia: zwiedzamy piękne miasteczka, ludzie są rzeczywiście sympatyczni i można dobrze zjeść.