Najnowszy rozdział historii Haséla rozpoczął się 16 lutego. Znany ze skrajnie lewicowych sympatii, poglądów antyglobalistycznych i niechęci do monarchii raper miał stawić się do więzienia, aby rozpocząć zasądzoną w 2018 r. dziewięciomiesięczną odsiadkę. Sąd pozbawił go wolności za sprzyjanie organizacjom ekstremistycznym i obrazę majestatu rodziny królewskiej.
Hasél, któremu zdarzało się w utworach pochwalać baskijską organizację terrorystyczną ETA, a króla emeryta Juana Carlosa nazywać „pijackim tyranem” czy „mafijnym kapo”, nie zamierzał się podporządkować. Wraz z kilkudziesięcioma zwolennikami zabarykadował się na uniwersytecie w katalońskiej Lleidzie, skąd przez wiele godzin próbowała go wyciągnąć policja. Ostatnie chwile na wolności wykorzystał, by złożyć deklarację. Do zgromadzonych na kampusie kamer wykrzykiwał, że nie przestanie walczyć o swoje racje nawet w obliczu „ogromnych represji”, jakimi poddaje go hiszpańskie państwo.
W obronie artysty, przeciw monarchii
Aresztowanie Haséla wywołało lawinę protestów – najpierw w Katalonii, potem w całej Hiszpanii. Przez kilkanaście dni z rzędu demonstranci wychodzili na ulice, domagając się anulowania wyroku. Jedni robili to dla artysty, inni manifestowali w obronie wolności słowa i przeciw tzw. ustawie kneblującej, na mocy której Hasélowi postawiono zarzuty. Pod listem otwartym z poparciem rapera podpisało się 200 osób z hiszpańskiego środowiska artystycznego, w tym aktor Javier Bardem i reżyser