W Hiszpanii przegłosowana pod koniec grudnia ustawa czeka na niemal przesądzoną akceptację w senacie. W Portugalii przy ustawie z ostatnich dni stycznia brakuje już tylko podpisu prezydenta, który odesłał ją jeszcze do Trybunału Konstytucyjnego. W obu krajach inicjatorzy zmian przekonują: to egzamin dojrzałości dla naszych demokracji. W obu przypadkach legalizację prawa do dobrej śmierci poprzedziła długa walka, naznaczona ludzkimi dramatami.
– Dzień dobry, dzwonię w sprawie Marii José. Zdaje się, że znają państwo jej przypadek.
– Słucham, co się dzieje?
– Była już bardzo zmęczona i postanowiła popełnić samobójstwo.
– Tak mi przykro.
– To ja jej pomogłem. Nie była w stanie zrobić tego własnymi rękami, więc użyczyłem jej swoich.
Taki telefon na pogotowie wykonał 3 kwietnia 2019 r. rano Ángel Hernández, mąż Marii José Carrasco, przez trzy dekady cierpiącej na stwardnienie rozsiane. Chwilę później do jego domu przyjechała nie tylko karetka, ale i policja. Zanim zabrała Ángela na dobę do aresztu, zdążył jeszcze powiedzieć towarzyszącej mu w domu telewizji: „To bardzo bolesne, z dwóch powodów. Pierwszy to strata, a drugi to ten, że musiałem to zrobić ja. Oby to posłużyło zmianie prawa. Muszą w końcu coś z tym zrobić, tak dłużej nie może być”.
Historia kochającego się małżeństwa, przez kilkadziesiąt lat zmagającego się z ciężką chorobą, poruszyła Hiszpanię. Maria José, niegdyś pełna życia i kochająca podróże urzędniczka, połowę życia spędziła w łóżku, kompletnie unieruchomiona, a w ostatnich latach cierpiąc również na dotkliwy, chroniczny ból. Męża, który przeszedł na wcześniejszą emeryturę, aby się nią opiekować, wielokrotnie prosiła, aby pomógł jej umrzeć.