Na pierwszy rzut oka ulice w Mjanmie mogą przypominać śródziemnomorskie zaułki, gdzie na sznurkach rozciągniętych między domami suszy się pranie. Od kilku dni nad głównymi arteriami nie tylko w Rangunie czy Mandalay, ale i w dziesiątkach mniejszych miast powiewają barwne tradycyjne spódnice htamein. To jedna z form protestu przeciwko władzy wojskowych, którzy 1 lutego obalili demokratycznie wybrany rząd Narodowej Ligi Demokracji (NLD) i od tego czasu próbują nieskutecznie i dość nieudolnie podporządkować sobie kraj.
W Mjanmie, gdzie przesądy mieszające tradycyjne wierzenia i buddyzm są bardzo silne, przechodzenie pod damskimi htamein grozi mężczyznom utratą prestiżu i duchowej siły. Dlatego spódnice są rozwieszane wszędzie tam, gdzie protestujący spodziewają się akcji sił policyjnych czy wojska. Spódnice stały się już stałym elementem protestów – demonstranci noszą je jak flagi. Htamein stają się najważniejszym – obok znanego z „Igrzysk śmierci” salutu trzema palcami – symbolem walki o demokrację w tym kraju.
Mimo przemocy wojska i braku jakichkolwiek ustępstw ze strony władzy okazji do maszerowania z htamein nie brakuje, bo prodemokratyczne manifestacje nie ustają. 8 marca ruszył strajk powszechny, który wprawdzie nie zatrzymał gospodarki, ale spowolni i tak już mocno osłabioną protestami i sankcjami Mjanmę. A wojskowi nadal nie wykazują oznak myślenia strategicznego, co jest naraz dobrą i złą informacją.
Coraz więcej ofiar w Mjanmie
Po początkowych kilku dniach względnego spokoju – zapewne spowodowanego zaskoczeniem gigantyczną skalą prodemokratycznych protestów – wojsko zaostrzyło represje.