Covid? Oczywiście, że słyszeliśmy, ale ludzie mają na głowie większe problemy. Na kwarantannę nikt sobie nie pozwoli, bo jeśli nie pójdzie się do pracy, nie dostanie się ani grosza. Jak się ma rodzinę, a przecież każdy ma, to trochę nie ma wyboru – mówi 80-letnia Suheir z Aleppo. Ze względów bezpieczeństwa nie zdradzamy jej prawdziwego imienia ani tym bardziej nazwiska. Metody Muchabarat, wszechpotężnych syryjskich sił specjalnych, nie zmieniły się od dekady. Ludzie nadal znikają bez śladu.
Bez chleba, bez prądu
Ten brak wyboru widać co krok. Choćby na przykładzie chleba. – Ludzie stoją w kolejkach po niego sześć–siedem godzin, tak jak po olej opałowy i oliwę. Ale chleb jest najgorszy, bo trzeba go kupować prawie codziennie – opowiada Suheir.
Syria od miesięcy jest pogrążona w „kryzysie chlebowym”. Dlaczego? Wiele piekarni zamknęło się, gdy wzrosły ceny ropy. Jest też problem z ziarnem na mąkę. Przed wojną niemal cała produkcja pochodziła z Aleppo, okolic prowincji Hasaka i Rakki, czyli miejsc, gdzie dochodziło do największych starć między wojskiem Asada wspomaganym przez Rosję i Iran, bojówkami wspieranymi przez Zachód i siłami tzw. Państwa Islamskiego. Wystarczyło kilka lat, by zniszczyć infrastrukturę rolniczą i zatrzeć szlaki z północno-wschodnią Syrią, nad którą reżim w Damaszku nadal nie ma kontroli. A koszty produkcji rosły.
Syria nie jest w stanie wytworzyć nawet połowy przedkryzysowej produkcji zboża. Na ratunek pospieszyła oczywiście Rosja, podsyłając zboże gorszej jakości, ale i ona mierzyła się z kryzysem, więc zeszłoroczne dostawy obcięła o połowę.