Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Superliga usuwa sport ze sportu. Kibice zabierają flagi z boisk

Zawodnik klubu Leeds United w koszulce z napisem „Futbol jest dla kibiców”. 19 kwietnia 2021 r. Zawodnik klubu Leeds United w koszulce z napisem „Futbol jest dla kibiców”. 19 kwietnia 2021 r. Clive Brunskill / PA Images / Forum
Rebelia dwunastu bogatych klubów, które za pieniądze banku JP Morgan ogłosiły powstanie nowych rozgrywek, w praktyce kończy historię futbolu jako sportu. W zamian mamy produkt turbokapitalizmu – prosty, szybki i wolny od ryzyka.

O sportowych aspektach niedzielnej ucieczki tyleż zasłużonych, co w większości potężnie zadłużonych wielkich piłkarskich firm napisano już prawdopodobnie wszystko w każdym języku. Serwisy informacyjne, eksperci, byli i obecni zawodnicy, działacze i sami kibice nie żyją niczym innym. Jedni, jak prezes Realu Madryt Florentino Perez, ojciec założyciel Superligi i jej pierwszy naczelnik, widzą w niej ostatnią szansę na ratunek stojącego na krawędzi futbolu. W nocy z poniedziałku na wtorek przez sto minut przekonywał w telewizyjnym wywiadzie, że jeśli radykalna zmiana nie dokona się teraz, za trzy lata wśród gigantów nie zostanie kamień na kamieniu. Prawie wszystkiemu winna pandemia, tłumaczył, która zabrała piłce kibiców na stadionach i przez długie miesiące nie pozwalała w ogóle grać, wpędzając kluby w kolosalne długi.

Kluby piłkarskie na minusie

Perez wie, co mówi – kierowany przez niego Real Madryt zadłużony jest w tej chwili na 901 mln euro, w dodatku cały czas ponosi koszty w związku z renowacją stadionu Santiago Bernabeu, co z kolei z kasy klubu wyciągnie blisko 800 mln. Rywalizująca z nim w lidze hiszpańskiej sąsiadka Barcelona jest w kryzysie jeszcze większym, jej dług jest jak napięty balon, w tej chwili przekracza 1,17 mld euro. Na minusie są też kluby włoskie i angielskie. Perez wylicza, że drużyny, które chcą od nowego sezonu rywalizować w Superlidze, w ciągu ostatniego roku straciły łącznie 5 mld euro. Co ciekawe, dokładnie na taką kwotę szacowana jest górna granica zaangażowania finansowego, na jakie w ramach projektu Superligi gotów jest JP Morgan. Przypadku dopatrywać się tu nie należy.

Nie całą winę ponosi covid-19 i architekci niedzielnej rebelii tego nie kryją.

Reklama