Ustawa z Missisipi zabrania aborcji już po 15 tygodniach ciąży, czyli o prawie dwa miesiące wcześniej, niż zakazuje jej precedens Roe vs. Wade z 1973 r. – po 24 tygodniach ciąży, kiedy płód uzyskuje zwykle zdolność do samodzielnego życia poza organizmem matki. Ruch pro-choice podniósł alarm, ostrzegając, że jeśli sąd zatwierdzi prawo w tym stanie, to będzie to pierwszy krok do dalszego osłabiania przepisów – aż do całkowitego zakazu aborcji.
Konserwatywny Sąd Najwyższy
Ustawę z Missisipi, uchwaloną przez zdominowaną przez republikanów legislaturę stanu, zaskarżyła najpierw do sądu niższej instancji miejscowa klinika aborcyjna. Sąd przyznał jej rację, uznając niezgodność ustawy z decyzją SN z 1973 r. Na tym samym stanowisku stanął federalny sąd apelacyjny. Autorzy ustawy odwołali się do Sądu Najwyższego.
Od października ubiegłego roku w wyniku nominacji ówczesnego prezydenta Donalda Trumpa w sądzie tym zasiada sześcioro sędziów konserwatywnych i tylko troje liberalnych. Amerykański ruch pro-life liczy na to, że tak znaczna, nieznana od dziesięcioleci przewaga bloku konserwatywnego sprawi, iż aborcja w USA zostanie znowu zakazana. Niektórzy sędziowie, jak Clarence Thomas i nominowana w październiku Amy Barrett, nie kryją poparcia dla delegalizacji przerywania ciąży.
Automatyczny zakaz aborcji
Kiedy SN został zdominowany przez konserwatywnych sędziów, w wielu stanach, gdzie przewagę w legislaturach mają republikanie, uchwalono tzw. trigger laws – ustawy, które automatycznie zabronią aborcji po odwołaniu przez sąd precedensu Roe v.