JACEK ŻAKOWSKI: – Czy Joe Biden uratuje świat?
GRZEGORZ EKIERT: – Przed czym?
Przed autorytarnym populizmem, przed osią Pekin–Moskwa i zmierzchem Zachodu, przed kryzysem zadłużeniowym, przed dyktatem wielkich korporacji, przed katastrofą klimatyczną… Tyle na początek.
Bismarck podobno kiedyś powiedział, że Bóg jest łaskawy dla głupców, pijaków i Stanów Zjednoczonych Ameryki.
To było przed prohibicją.
Ale myśl jest trafna i dotąd się sprawdzała. Możliwe, że Ameryce jeszcze raz uda się stanąć na nogi. Chociaż potencjalna porażka jest blisko. Zwycięstwo Bidena nie było zdecydowane. Demokraci mają mikroskopijną większość w obu izbach. Los może się odwrócić w wyborach do Kongresu za półtora roku albo za trzy i pół roku w wyborach prezydenckich. Trump się szykuje na drugą prezydenturę.
I już mnie pan zmartwił.
Demokracja amerykańska od początku żyje w cieniu swojej przepowiadanej śmierci, trwa mimo permanentnych kryzysów i do nich przywykła. Ale od czasu do czasu zdarzają się głębsze wstrząsy, niszczące podstawy funkcjonowania samej demokracji, i to się teraz dzieje.
W ekonomii są tzw. cykle Kondratiewa, które przewidują fundamentalne zmiany z grubsza co pół wieku.
Wielkie wstrząsy ekonomiczne często splatają się z głębokim kryzysem politycznym. Ameryka nie raz przeżywała takie kryzysy. Amerykańska demokracja przed wojną secesyjną była populistycznym horrorem. Partia Prawdziwych Amerykanów, znana jako Know Nothing (nic nie wiem), bo powstała z tajnego stowarzyszenia, którego członkowie przysięgali nigdy nikomu nic o nim nie powiedzieć, miała 8 gubernatorów, 100 członków Kongresu i setki lokalnych notabli.