Wichura w Hawanie” to tytuł powieści sławnego kubańskiego pisarza Leonarda Padury. Ta kryminalna historia, której centralną intrygą jest zabójstwo pewnej nauczycielki, ukazuje też zniuansowany obraz społeczeństwa na Kubie. Tytułowa wichura jest częścią nastroju miasta i wyspy. Czasem budzi tylko niepokój, zwykle raz do roku zamienia się w niszczący huragan; niekiedy prowokuje nastrój melancholii. Zawsze uzmysławia, że są rzeczy potężniejsze niż nasze kruche żywoty. I polityczne systemy.
11 lipca Leonardo Padura oglądał finał Euro Włochy–Anglia, kiedy zawiała wichura polityczna. Transmisję meczu przerwano i w okienku telewizora ukazał się prezydent Miguel Diaz-Canel. Poinformował o protestach w hawańskiej dzielnicy San Antonio de los Bańos. Trochę pogroził, trochę oskarżał, że to imperialistyczna prowokacja, ale i przyznał, że sytuacja gospodarcza kraju jest zła.
Na kubańskich wichurach Padura zna się jak mało kto – i kilka dni później udzielił wypowiedzi hiszpańskiej prasie o tej najnowszej. „Możliwe, że do wszystkiego, co dzieje się na Kubie od 11 lipca – powiedział – zachęcała jakaś mniejsza lub większa grupa przeciwników systemu; że niektórzy byli opłacani, a ich celem była destabilizacja kraju oraz wywołanie chaosu i poczucia niepewności. Jest też prawdą, że – jak to bywa przy okazji takich wydarzeń – doszło do godnych pożałowania aktów wandalizmu. Ale sądzę, że żadna z tych okoliczności nie unieważnia racjonalnego wymiaru krzyku, jaki usłyszeliśmy. Ten krzyk to skutek desperacji społeczeństwa, które doświadcza długotrwałego kryzysu gospodarczego, i chwilowego kryzysu służby zdrowia, a także skutek kryzysu zaufania i nadziei”.
★ ★ ★
11 lipca po kolejnych wyłączeniach prądu ludzie w dzielnicy San Antonio de los Bańos wściekli się i wyszli na ulice.