Afganistan od czwartku będzie miał nowego emira: mułłę Hajbatullaha Achunzadę. Nie prezydenta – Aszraf Ghani uciekł do Dubaju. Nie „szefa egzekutywy”, jak nazywano doktora Abdullaha, zastępcę Ghaniego. Właśnie emira, ponieważ po wycofaniu się Amerykanów i rozpierzchnięciu się struktur państwowych kraj na powrót stanie się Islamskim Emiratem Afganistanu. Achunzada będzie liderem wiernych, zajmując pozycję o znaczeniu podobnym do Najwyższego Przywódcy w Iranie. Będzie decydował o doktrynie, idei państwowej oraz podobnie jak jego poprzednicy łączył duchowo cały emirat z Bogiem.
Jastrzębie wśród talibów
Sprawy świeckiego zarządzania krajem pozostawi członkom Szury Rehbari, rady naczelnej, która do niedawna urzędowała w pakistańskiej Kwecie. Mułła Abdul Ghani Baradar, najważniejszy z jej członków, pozostanie przywódcą politycznym, ponieważ rolę tę udanie sprawował od 2018 r., kiedy opuścił pakistańskie więzienie. To on w czasie rozmów pokojowych w Katarze wykorzystał bezwzględnie negocjacyjne słabości Amerykanów: ich zdecydowaną i jawną chęć wycofania się niezależnie od losów afgańskiej władzy. Jest politycznym autorem zwycięstwa nad okupantami i tak widzi go większość talibów.
O funkcje we władzach wojskowych i bezpieczeństwa ubiegać się będą mułła Jakub, syn legendarnego Omara, założyciela ruchu w 1994 r., oraz Siradżuddin Hakkani, szef potężnego klanu z pogranicza pakistańsko-afgańskiego, współpracownik i zwolennik Al-Kaidy, lider najbardziej wojowniczego skrzydła talibów, znanego z wielu zamachów samobójczych przeciwko Amerykanom i Afgańczykom.