Zaczęło się od niepozornego krzaka. W 2017 r. zachodni Afganistan obiega informacja o odkryciu trawy zawierającej efedrynę, substancję, z której można produkować metamfetaminę. Tubylcy mówią o niej om. Rośnie dziko i bujnie w afgańskich górach, nie potrzebuje więc wielomiesięcznego uprawiania i pielęgnowania, jak np. mak sadzony z myślą o opium. W przypadku om wystarczy grupa tanich zbieraczy.
Wkrótce pojawiają się opowieści o całych wioskach, które nocami – przy świetle latarek – zapuszczają się w góry w poszukiwaniu om. Rok później w tych samych miejscach działają już zorganizowane grupy zbieraczy z pobliskiego Iranu, w którym rynek metamfetaminy był już wtedy wart setki milionów dolarów.
Irańczycy od dawna przemycają z Afganistanu heroinę, korzystając z dziurawej, górskiej granicy. Gdy więc dochodzą do nich historie o nadzwyczajnych właściwościach om, wykorzystują po prostu stare szlaki heroinowe, a nawet tych samych ludzi. Z czasem nawiązują kontakty z miejscową ludnością, szkolą ją w rozpoznawaniu rośliny, technice zbioru i w końcu w samej produkcji narkotyku, nawet wysyłają na kursy do Iranu.
Dziś w Afganistanie przetwórstwem om zajmują się całe rodziny, we własnych domach, nie zdając sobie sprawy z toksycznego zagrożenia. Afgańska policja wielokrotnie informowała o wybuchających kuchniach, pokazuje nawet ku przestrodze zdjęcia. Szacuje się, że już co dziesiąty Afgańczyk pracuje w tym biznesie.
Om, który po polsku nazywa się przęśl (łac. Ephedra), miał nie mniejszy wpływ na zwycięstwo talibów w Afganistanie niż ewakuacja Amerykanów. Rzecznik talibów już po zajęciu Kabulu zapewniał, że Afganistan pod ich rządami nie stanie się narkopaństwem: „Od teraz nikt już nie będzie się zajmował handlem narkotykami, nikt nie będzie ich szmuglował”.