Rozgrzebana betonowa konstrukcja straszy przy ulicy Szewczenki 3a. W miejscu, gdzie miała być ekskluzywna restauracja, sala koncertowa i hotel, hula wiatr. Wszystko to kosztowało polskiego podatnika już ponad 20 mln zł. A będzie kosztować przynajmniej dwa razy tyle. Oczywiście, gdy budowa kiedyś ruszy, bo od dwóch lat nie dzieje się tam nic. Niedawno jeden ze lwowskich portali internetowych napisał, że Dom Polski to pomnik korupcji. Zaś lokalna telewizja reportaż o nim zatytułowała „Czy ktoś tu kradnie pieniądze?”.
O miejsce na Dom Polski we Lwowie zabiegi toczyły się od lat 90. Po długich deliberacjach ustalono, że wojsko przekaże odpowiedni budynek miastu, miasto zaś wydzierżawi go mniejszości polskiej. W grudniu 2013 r. Polakom przekazano klucze. Obiekt wybudowany jeszcze w XIX w. przez Austriaków: piętrowy, podpiwniczony, o powierzchni 1,3 tys. m kw.
Plan minimum nakreślił ówczesny konsul generalny RP we Lwowie Jarosław Drozd. Szacował, że koszt remontu może wynieść od 200 do 900 tys. euro. Okazało się, że remont to za mało i dobrze byłoby na działce postawić coś większego. Konsul Drozd w rozmowie z nami wspomina, że w lipcu 2015 r. w MSZ odbyła się narada z udziałem przedstawicieli Stowarzyszenia Wspólnota Polska. Ustalono, że obiekt powinien mieć 4,2 tys. m kw. Mówiło się o koszcie 16–18 mln zł. Proces inwestycyjny miał być rozłożony na trzy, może cztery lata. Taki projekt klepnęło ministerstwo, które było dysponentem pieniędzy.
Lata wyścigu do kielni (2013–14)
„Przetargu nie było, decyzja o wskazaniu Stowarzyszenia Wspólnota Polska (na inwestora – przyp. red.) została podjęta w Ministerstwie Spraw Zagranicznych” – mówił posłom po latach wiceszef MSZ Jan Dziedziczak, gdy sprawa zaczynała się już sypać.