Świat

Na krawędzi katastrofy. Etiopia zmierza w groźnym kierunku

Mieszkańcy Tigraju. ONZ twierdzi, że nawet 5,5 mln osób w regionie jest zagrożonych głodem. Mieszkańcy Tigraju. ONZ twierdzi, że nawet 5,5 mln osób w regionie jest zagrożonych głodem. Giulia Paravicini/Reuters / Forum
Rok temu uciekali w góry, pokonani przez sprzymierzone siły Etiopii i Erytrei. Teraz partyzanci z Tigraju są o krok od odbicia kraju w niezwykle brutalnej wojnie.

Premier Etiopii Abiy Ahmed przyznaje już wprost – rząd, a może i istnienie kraju jest poważnie zagrożone. Jego decyzje mówią same za siebie. Pod koniec października zaapelował do wszystkich mieszkańców, aby się zbroili i gotowali na powszechną wojnę z Tigrajczykami. 2 listopada w całej Etiopii wprowadzono stan wyjątkowy – to przy tej okazji rada ministrów uznała, że dalsze trwanie państwa jest w „poważnym niebezpieczeństwie”. Tego samego dnia władze stolicy Addis Abeby nakazały rejestrację wszystkich sztuk broni w mieście – aby wyłapać potencjalnych oponentów i ułatwić obronę ulic i dzielnic.

Etiopia. „Ekstremalna brutalność”

Dla Tigrajskiej Partii Wyzwolenia Ludowego (TPLF) to klamra spinająca kilka lat przemian politycznych. Partia, która w 1991 r. obaliła dyktaturę Dergu, rządziła Etiopią do 2018 r. Potem jej monowładza została obalona przez Abiya Ahmeda, który zapowiadał demokratyzację. Rok temu TPLF był na skraju całkowitej militarnej porażki w błyskawicznej wojnie domowej z władzami federalnymi. Teraz nie tylko odzyskał pełną kontrolę nad Tigrajem, ale ma ogromne szanse na ponowne przejęcie władzy w Addis Abebie, zwłaszcza odkąd zawiązał taktyczny sojusz z ośmioma innymi grupami etnicznymi połączonymi głównie wrogością wobec Abiya.

Utrata władzy przez TPLF w 2018 r. była względnie bezkrwawa – Abiy zwyciężył głównie dzięki poparciu jej polityków. Ale obecny konflikt jest zupełnie inny. Wysoka Komisarka ONZ ds. Praw Człowieka stwierdziła niedawno, że to wojna naznaczona „ekstremalną brutalnością”, w której z dużym prawdopodobieństwem dochodzi do zbrodni wojennych i przeciwko ludzkości po obu stronach. I choć obie dopuszczają się okrutności, polityczną odpowiedzialność za kryzys i sprowadzenie na Etiopię katastrofy humanitarnej ponosi Abiy Ahmed.

Czytaj też: Jak karać za ludobójstwo

Jak wygrywali Tigrajczycy

Jeśli w najnowszych dziejach wojny domowej w Etiopii coś tak naprawdę zaskakuje, to głównie łatwy początkowy sukces wojsk federalnych. W listopadzie 2020 r., gdy TPLF wbrew woli władz centralnych przeprowadził lokalne wybory w północnej prowincji, Abiy postanowił siłowo przywołać partię do porządku. W ciągu niecałego miesiąca wojska federalne ze wsparciem sąsiedniej Erytrei – dawniej sojusznika TPLF, obecnie jej zaciekłego wroga – odbiły wszystkie duże miasta w regionie, w tym stolicę Mekelle.

TPLF wycofała się w góry. Partia ma silną, doskonale wyszkoloną i zaprawioną w bojach armię, a do tego w północnym regionie zarówno partyzantka, jak i reprezentujący ją politycy cieszą się autentycznym i szerokim poparciem. Nie było wątpliwości, że w górzystej prowincji może kontynuować walkę przez lata. W połowie 2020 r. koleje wojny się odwróciły – TPLF, nieco z zaskoczenia dla międzynarodowych obserwatorów, równie szybko odbiła region wraz z Mekelle.

Wojska federalne dość panicznie uciekły z prowincji. Abiy ogłosił 28 czerwca jednostronne zawieszenie broni, ale do tego czasu TPLF była już ośmielona, więc nie wstrzymała ofensywy. Tigrajczycy stopniowo przesuwali linię frontu w głąb sąsiednich prowincji Afar i Amhara, a pod koniec października ruszyli na południe, w stronę Addis Abeby.

Bernard Guetta: Etiopia. Katastrofa, której nie zapobiegniemy

Mordy, gwałty i wypędzenia

Opublikowany 3 listopada raport ONZ i ekspertów z Etiopii zwraca uwagę, że za większość zbrodni odpowiadają siły federalne i ich sojusznicy z Erytrei. Szczególnie we wczesnej fazie wojny triumfujące wtedy wojska wyżywały się na zwykłych Tigrajczykach – w dokumentach odnotowano masowe mordy, gwałty i wypędzenia. Według danych ONZ nawet 1,7 mln osób mogło stracić dom, z czego ok. 50 tys. zostało uchodźcami w Sudanie. Władze centralne starały się odciąć Tigraj od świata, nie wpuszczając nie tylko mediów czy aktywistów, ale też większości pomocy żywnościowej, która w tej części kraju jest pilnie potrzebna. Amerykańska rządowa agencja humanitarna (USAID) nazwała blokadę Tigraju „prawdopodobnie największą obstrukcją humanitarną na świecie”, a ONZ twierdzi, że nawet 5,5 mln osób w regionie jest zagrożonych głodem.

Nawet teraz nie brakuje doniesień o masowych aresztach Tigrajczyków żyjących na terenach kontrolowanych przez rząd, zwłaszcza w Addis Abebie. Choć ONZ zwraca też uwagę, że od rozpoczęcia ofensywy TPLF rośnie liczba zbrodni popełnianych przez tę grupę, dla wielu międzynarodowych obserwatorów decyzje Abiya, z uwagi na ich instytucjonalny charakter, są znacznie poważniejszym naruszeniem praw człowieka.

Czytaj też: Nadmiar niedoborów. Czy przyjdzie głód?

Terror na porządku dziennym

Premier – laureat pokojowego Nobla z 2019 r. – odpowiada nie tylko za możliwe zbrodnie wojenne, ale też sprowokowanie konfliktu. Abiy po 2018 r. miał tak duże poparcie w reszcie kraju, w tym wśród najliczniejszej grupy etnicznej Oromo, że TPLF nie miałaby szans powrócić do władzy. Ta krucha równowaga mogłaby trwać, gdyby nie konflikt o zeszłoroczne wybory, które Abiy odwołał rzekomo z powodu pandemii. Duma i ambicja nie pozwoliły mu znieść sprzeciwu TPLF, która w Tigraju tworzyła separatyzujący region niemal poza kontrolą rządu centralnego.

Zbrodnie wojsk Etiopii i Erytrei zwiększyły poparcie dla TPLF, a sukcesy tej grupy latem 2020 r. obnażyły słabość wojsk centralnych. Ponieważ Abiy już wcześniej narobił sobie wrogów w innych grupach etnicznych, Tigrajczykom łatwiej było zawiązać antypremierowy sojusz.

Etiopia zmierza w groźnym kierunku

Specjalny wysłannik Stanów ds. Rogu Afryki Jeffrey Feltman nie ma więc wątpliwości, że to rząd musi teraz spróbować zakończyć konflikt. Zwrócił on uwagę, że przedłużanie walk, odmowa uczciwych negocjacji z TPLF o zawieszeniu broni, dalszych krokach politycznych oraz odmowa dostępu dla organizacji humanitarnych „pchają Etiopię w groźnym kierunku”. Stany grożą sankcjami wobec rządu Abiya i wzywają go do działań „w ciągu dni, nie miesięcy”.

Mieszkańcy Addis Abeby, z którymi rozmawiał dziennikarz „Guardiana”, mówią o terrorze i o tym, jak premier popełnił błędy na każdym etapie sporu z Tigrajem. Ale doskonale pamiętają, że trwające do 2018 r. rządy TPLF też były okrutne. Teraz priorytetem dla obydwu stron i społeczności międzynarodowej musi być zapewnienie pomocy humanitarnej, zakończenie oraz rozliczenie zbrodni wojennych. Ale niezależnie od tego, czy stanie się to po zawieszeniu broni, czy po odbiciu Addis Abeby przez TPLF i sojuszników, niedługo trzeba będzie rozmawiać o przyszłości Etiopii.

Dalsza wojna domowa czy niekontrolowany rozpad wieloetnicznego kraju z 115 mln mieszkańców, sąsiadującego m.in. z autarkiczną dyktaturą w Erytrei, Sudanem, gdzie wojskowi ledwo co dokonali zamachu stanu, oraz Somalią, to byłby dramat o kontynentalnym znaczeniu.

Czytaj też: Granice w Afryce

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną