Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Proces jak z Kafki. Czy Mjanma popadnie w wojnę domową?

Ostatnie kilka miesięcy z życia amerykańskiego dziennikarza Danny’ego Fenstera (na zdjęciu) wydają się wprost wyjęte z „Procesu” Kafki. Ostatnie kilka miesięcy z życia amerykańskiego dziennikarza Danny’ego Fenstera (na zdjęciu) wydają się wprost wyjęte z „Procesu” Kafki. Fenster Family/ AFP / EAST NEWS
Rządzący Mjanmą wojskowi skazali amerykańskiego dziennikarza, a menedżera norweskiego telekomu traktują jak zakładnika. Czy junta na pewno panuje nad sytuacją?

Ostatnie kilka miesięcy w życiu amerykańskiego dziennikarza w Mjanmie Danny’ego Fenstera wydają się wprost wyjęte z „Procesu” Kafki. Nie chodzi tylko o lutowy zamach stanu w kraju, choć absurdalnej logiki wojskowych nie da się zrozumieć. To jednak z jego powodu Fenster został aresztowany 24 maja 2021 r. na lotnisku w Rangunie, gdy chciał wylecieć z powrotem do Stanów. Siedzi w więzieniu Insein o zasłużonej reputacji jednego z najokrutniejszych, najbardziej przeludnionych karcerów świata. I wszystko wskazuje, że szybko go nie opuści – 12 listopada wojskowy sąd w tajnym procesie skazał go na 11 lat za podżeganie niepokojów poprzez dystrybucję fałszywych informacji. 16 listopada rozpocznie się kolejny proces za terroryzm, za co grozi mu dożywocie.

Mjanma. Proces jak z Kafki

Uwięzienie niezależnego dziennikarza samo w sobie nie byłoby zaskakującym ruchem wojskowej dyktatury. Okoliczności procesu pokazują jednak, że birmańscy generałowie całkowicie się już pogubili i nie są w stanie nawet stwarzać pozorów, że mają sytuację pod kontrolą. Fenster został bowiem oskarżony i skazany jako pracownik „Myanmar Now”, anglojęzycznego portalu, który w marcu, miesiąc po zamachu stanu, został pozbawiony licencji.

Problem w tym, że od sierpnia 2020 r. – czyli pół roku przed przejęciem władzy przez wojsko – Fenster pracował już gdzie indziej (zarządzał niezależnym tygodnikiem „Frontier Myanmar”). W trakcie procesu koledzy z „Frontier” (nadal się ukazuje, choć pod coraz większą presją) zeznawali, że Fenster nie mógł nielegalnie pracować dla „Myanmar Now”, skoro pracował w innej redakcji. Wojskowi sędziowie całkowicie zignorowali ten fakt, bo inaczej musieliby oddalić zarzuty. Logika swoje, a birmańska junta swoje.

To zresztą niejedyna akcja generałów uderzająca w obywateli innych państw. Reuters podał, że menedżer norweskiego telekomu Telenor został powstrzymany przed wyjazdem z kraju. Ani agencja, ani firma nie potwierdziły narodowości i tożsamości tej osoby w obawie o jej bezpieczeństwo, choć wiadomo, że to obcokrajowiec. Telenor w lipcu zapowiedział, że sprzeda swój birmański oddział libańskiej firmie M1 Group, należącej do premiera tego kraju Nadżiba Mikatiego. Wojskowi poprzez trzymanie menedżera jako zakładnika chcą wymóc zmianę tej decyzji – nowym właścicielem Telenoru ma zostać firma należąca do nich (kandydatów jest kilku).

Szczyt w Glasgow bez Mjanmy

Wojskowi idą więc na starcie. Nie przejmują się niczym poza tym, jak wzbogacić się na kryzysie, podczas gdy kraj popada w ruinę. Pucz i późniejsze decyzje generałów trudno było zrozumieć z punktu widzenia racjonalnego, bo ich motywacją była urażona duma i chęć zemsty na demokratach (a przy okazji na większości społeczeństwa). Ale można było też niestety zakładać, że w regionie obfitującym w autokratów i nieskorym do wpływania na politykę wewnętrzną innych państw z czasem okrutne rządy armii zostaną znormalizowane. Lokalna organizacja ASEAN jeszcze w lipcu ograniczyła się do wypracowania „pięciopunktowego konsensusu” na temat monitorowania sytuacji w Mjanmie. Generałów niby inni liderzy nie akceptowali, ale też nie ostracyzowali.

Przemoc i coraz większy upadek Mjanmy, już nie tylko gospodarczy, ale i polityczny, zmieniają tę sytuację. W październiku ASEAN odmówił zaproszenia Min Aung Hlainga, lidera junty, na szczyt – to pierwszy raz w historii, gdy organizacja zabrała tak jednoznaczne stanowisko wobec przewrotu w jednym z państw członkowskich (choć wojskowi brali udział w technicznych spotkaniach ministrów obrony). Delegacja junty poleciała do Glasgow na szczyt klimatyczny, ale nie została wpuszczona.

Izolacja nie jest całkowita. Do Mjanmy prywatnie przyjechał niedawno były amerykański ambasador przy ONZ Bill Richardson, a Rosja wciąż utrzymuje nieformalne, ale bliskie kontakty z juntą. Równocześnie ONZ wciąż uznaje za ambasadora Mjanmy Kyaw Moe Tuna, jednoznacznie opowiadającego się po stronie obalonego rządu cywilnego.

Generałowie nigdy szczególnie nie przejmowali się jednak areną międzynarodową; w większości to wciąż ta sama grupa, która do 2012 r. utrzymywała kraj w izolacji. Tyle że od lutego wymyka im się też kontrola wewnętrzna.

Partyzanci w ofensywie

Masowe protesty po zamachu stanu zostały brutalnie stłumione – według Stowarzyszenia Wsparcia dla Więźniów Politycznych wojskowi zamordowali już prawie 1300 osób, a ponad 7 tys. zostało aresztowanych lub skazanych. Represje zadziałały częściowo, bo pokojowe protesty na ulicach Rangunu czy Mandalaj faktycznie osłabły. Równocześnie od miesięcy wzbiera kampania zbrojnego oporu. Czy raczej liczne równoległe kampanie, bo choć demokratyczny Narodowy Rząd Jedności (NUG) stara się je koordynować, to nie wszystkie siły są pod jego kontrolą.

Niektórzy partyzanci uciekają się do przemocy i terroryzmu – nie brak doniesień o atakach na współpracujących z juntą kierowców czy podpaleniach domów i siedzib państwowych firm. Ale luźno kontrolowana przez NUG partyzantka Siły Obrony Ludowej (PDF) 5 listopada po raz pierwszy przeprowadziła atak na posterunek wojska centralnego. PDF to dziesiątki rozproszonych grup, które trudno nazwać zorganizowaną armią. Jednak w przeciwieństwie do armii mniejszości etnicznych PDF w dużej mierze opierają się na większości etnicznej Birmańczyków i walczą na nizinach. To dla generałów duży problem, bo armia, też zdominowana przez Birmańczyków, nie chce zbytnio strzelać do swoich, a w walce na nizinach nie ma doświadczenia.

Mjanma. Scenariusze

Równocześnie etniczne partyzantki w górach rosną w siłę. Niektóre z nich, jak Kaczinowie czy Karenowie, walczą z Birmańczykami od ponad 70 lat. Wojsko nigdy nie było w stanie ich pokonać, a teraz, gdy musi walczyć na wielu frontach, nie daje sobie rady tym bardziej. Pojedyncze partyzantki są słabsze niż armia, ale ta jest rozproszona i zdemotywowana, a armie etniczne względnie zjednoczone pod egidą NUG. Ich poziom kontroli rośnie – Kaczinowie ostatnio wprowadzili w miasteczku Laiza przy chińskiej granicy lockdown ze względu na wzrost liczby przypadków koronawirusa (władze centralne zupełnie nie radzą sobie z kontrolą pandemii), co pokazuje, jak silni są w tym regionie. Przeciwko armii centralnej występują nawet te grupy, które dotychczas były z nimi w cichym sojuszu, jak Armia Arakanu na wschodzie.

Generałowie nie mają żadnych szans na zdobycie kontroli w całym kraju, ale nie znaczy to, że oddadzą władzę. Otwarte pozostaje pytanie, czy grupy etniczne nadal będą walczyć razem z NUG o obalenie junty i przebudowę systemu Mjanmy na kraj federalny, czy raczej, ośmielone słabością armii centralnej, ponownie zaczną domagać się niepodległości. Mjanma może albo popaść w długotrwałą wojnę domową, albo rozpaść się całkowicie, albo – co jest chyba najmniej prawdopodobne – obalić juntę i przywrócić demokrację.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną