Ostatnie kilka miesięcy w życiu amerykańskiego dziennikarza w Mjanmie Danny’ego Fenstera wydają się wprost wyjęte z „Procesu” Kafki. Nie chodzi tylko o lutowy zamach stanu w kraju, choć absurdalnej logiki wojskowych nie da się zrozumieć. To jednak z jego powodu Fenster został aresztowany 24 maja 2021 r. na lotnisku w Rangunie, gdy chciał wylecieć z powrotem do Stanów. Siedzi w więzieniu Insein o zasłużonej reputacji jednego z najokrutniejszych, najbardziej przeludnionych karcerów świata. I wszystko wskazuje, że szybko go nie opuści – 12 listopada wojskowy sąd w tajnym procesie skazał go na 11 lat za podżeganie niepokojów poprzez dystrybucję fałszywych informacji. 16 listopada rozpocznie się kolejny proces za terroryzm, za co grozi mu dożywocie.
Mjanma. Proces jak z Kafki
Uwięzienie niezależnego dziennikarza samo w sobie nie byłoby zaskakującym ruchem wojskowej dyktatury. Okoliczności procesu pokazują jednak, że birmańscy generałowie całkowicie się już pogubili i nie są w stanie nawet stwarzać pozorów, że mają sytuację pod kontrolą. Fenster został bowiem oskarżony i skazany jako pracownik „Myanmar Now”, anglojęzycznego portalu, który w marcu, miesiąc po zamachu stanu, został pozbawiony licencji.
Problem w tym, że od sierpnia 2020 r. – czyli pół roku przed przejęciem władzy przez wojsko – Fenster pracował już gdzie indziej (zarządzał niezależnym tygodnikiem „Frontier Myanmar”). W trakcie procesu koledzy z „Frontier” (nadal się ukazuje, choć pod coraz większą presją) zeznawali, że Fenster nie mógł nielegalnie pracować dla „Myanmar Now”, skoro pracował w innej redakcji.