Po kilku tygodniach powyborczej nerwówki Petr Fiala już oficjalnie dostał misję tworzenia nowego rządu. Z wotum zaufania problemów nie będzie, bo jego koalicja ma 108 głosów w 200-osobowej Izbie Poselskiej.
Sytuację po wyborach skomplikowało nagłe pogorszenie stanu zdrowia prezydenta Miloša Zemana. W dniu zamknięcia urn trafił do szpitala, prawdopodobnie nieprzytomny. Zapaść prezydenta jego otoczenie ukrywało, aż w pewnym momencie prasa zaczęła pisać o puczu: podejrzewano, że prezydent jest nieprzytomny, a świta Zemana fałszuje jego podpisy na państwowych dokumentach. Po dwóch tygodniach prezydent poczuł się jednak lepiej. Oznajmił też, że uznaje wynik wyborów i nominuje Petra Fialę na premiera. A jego sojusznik, kończący służbę premier Andrej Babiš, również uznał przegraną i podał się do dymisji.
Wszystkim spadł kamień z serca, bo obaj panowie znani byli od lat z luźnego stosunku do prawa i konstytucji, spodziewano się więc, że będą próbowali utrzymać władzę za wszelką cenę. Sam Babiš od chwili, kiedy Zeman zachorował, zachowuje się zupełnie inaczej niż dotychczas: wypowiada się ostrożnie i koncyliacyjnie, wyraźnie kreuje się na ojca narodu. Czyli – jak natychmiast rozszyfrowali analitycy – rozpoczął kampanię wyborczą na prezydenta, bo Zeman w 2023 r. kończy drugą i ostatnią kadencję.
Nowy premier, 57-letni Petr Fiala, przewodzi od siedmiu lat konserwatywnej Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS). Wcześniej był wziętym i aktywnym w mediach politologiem, robił karierę naukową na Uniwersytecie im. Masaryka w rodzinnym Brnie. Zajmował się zawodowo m.in. funkcjonowaniem Kościoła w zlaicyzowanym społeczeństwie, pisał też książki o historii tzw. Kościoła podziemnego za komunizmu. Po wejściu do polityki sprawiał zawsze podobne wrażenie – porządnego, poukładanego, ale też nieco nudnego akademika.