To nie był dobry początek kadencji. Gdyby nie kilka sukcesów w polityce zagranicznej, nad pierwszym rokiem prezydenta Joe Bidena wisiałoby wspomnienie politycznego klinczu w sprawach wewnętrznych. Ale Białemu Domowi udało się przekierować opowieść o starym roku na tematy globalne, a przede wszystkim na rywalizację USA-Chiny. I tu Biden może pochwalić się kilkoma „miękkimi” sukcesami.
Nowa administracja, w kontekście zwalczania chińskich wpływów, postawiła na odnowę transatlantyckich sojuszy Ameryki, zwłaszcza na poprawę stosunków z Niemcami. Powrót USA do porozumienia paryskiego o zmianie klimatu, do WHO – wszystko to odbyło się z zamysłem budowy wspólnego, antychińskiego frontu. Relacje z Berlinem Biden ocieplił jednak kosztem Polski, rezygnując z ostrzejszych sankcji na Nord Stream 2. Zgrzytem okazała się też kłótnia Waszyngtonu z Francją, obrażoną za potajemne wyłączenie jej z umowy o uzbrojeniu Australii w okręty podwodne.
Najpoważniejszym fiaskiem amerykańskiej polityki zagranicznej w starym roku okazało się jednak chaotyczne wycofanie wojsk z Afganistanu.
Biden przede wszystkim kontynuował przeorientowanie polityki amerykańskiej na Azję, czyli twardy kurs wobec Chin i wzmacnianie sojuszy z ich zagrożonymi sąsiadami. Na „twardo”, wzmacniając ich obronę i sprzedając im broń, i na „miękko” – przechodząc do stanowczej retoryki, w której Chiny już otwarcie stały się wrogiem. Okazało się jednak, że Ameryka tak zupełnie nie może odpuścić Europy, bo na granicy z Ukrainą Putin zgromadził 100 tys. wojsk i żąda deklaracji wstrzymania ekspansji NATO na wschód.
W sprawach krajowych Amerykanie liczyli, że po odejściu Trumpa Joe Biden będzie rządził w sposób kompetentny i przewidywalny. Jego ambitny program socjalnej redystrybucji i łagodzenia napięć rasowych rozbił się jednak w Kongresie.