Wygląda na to, że francuska dyplomacja przedłużyła formalny pokój w Europie przynajmniej o tydzień. Ukraińcy nie są przekonani.
W weekendowych rozmowach telefonicznych Emmanuel Macron namówił Joe Bidena i Władimira Putina do spotkania na szczycie. Warunkiem Amerykanów jest powstrzymanie się przez Putina od inwazji na Ukrainę. Szczegóły omówią w czwartek szefowie dyplomacji Anthony Blinken i Siergiej Ławrow. Spotkania mogą być nawet dwa, bo Francuzi sugerują rozmowy z „istotnymi partnerami”, czyli zapewne z Ukrainą i Niemcami w ramach formatu normandzkiego.
To nie oznacza, że wojna nie wybuchnie. Rosyjskie wojska opuściły widoczne z kosmosu rejony wielkich zgrupowań i przeszły na pozycje do ataku wzdłuż dróg prowadzących do granicy z Ukrainą. Czołgi i wozy bojowe zatrzymały się w odległości kilkunastu kilometrów, działa i wyrzutnie rakiet dalej – w takiej formacji pójdą w bój. Część się nie chowa, można je filmować z samochodów. Ale znaczna liczba pojazdów rozproszyła się po lasach i polach. Na tych pojazdach, które jeszcze widać, można dostrzec namalowane białą farbą wielkie litery „Z”. Nikt na sto procent nie wie, co oznaczają, ale może to znaki ułatwiające wzrokową identyfikację wojsk inwazyjnych. Albo jest to rosyjska zmyłka, by zagęścić mgłę wojny.
W ubiegłym tygodniu największym złudzeniem był rzekomy rosyjski odwrót. Kiedy Zachód uchwycił się kurczowo nadziei na deeskalację, wojsk u granic Ukrainy przybywało. Według dzisiejszych ocen w gotowości jest ponad 120 batalionowych grup bojowych wojsk lądowych, co razem ze wsparciem lotniczym, wojsk powietrznodesantowych i logistyką daje już 190 tys. ludzi. Pojawiły się też nowe eskadry śmigłowców i samolotów, na Morze Czarne i Azowskie weszła flotylla desantowo-uderzeniowa.