Pałac Dolmabahçe w Stambule tego dnia był najlepiej strzeżonym miejscem nad Bosforem, gdzie Azja spotyka się z Europą. Zabytkowa budowla z połowy XIX w. służyła jako centrum administracyjne Imperium Osmańskiego. A w XX w. stała się narodowym sanktuarium. W jednym z pałacowych apartamentów ducha wyzionął Mustafa Kemal Atatürk, założyciel państwa tureckiego.
29 marca pałacu strzegło kilka pierścieni policji i służb specjalnych. Na dachach okolicznych budynków rozmieścili się strzelcy wyborowi. Wstrzymano ruch samochodów w całym kwartale otaczającym pałac. Wszystko po to, by zapewnić bezpieczeństwo delegacjom Ukrainy i Rosji przybywającym do Dolmabahçe na kolejną rundę rozmów.
A jednak jeden człowiek ominął kordony policji. Nad ranem jego prywatny odrzutowiec wylądował w Stambule, niedostrzeżony przez wścibskich dziennikarzy. Niepozorny samochód dowiózł go z lotniska do pałacu, a kordony ochronne rozstępowały się, kiedy wchodził na salę obrad. Roman Abramowicz – bo o nim mowa – usiadł ze słuchawkami na uszach w tyle sali.
Nikt tak jak 55-letni Abramowicz nie łączy w sobie symboliki wielkiej władzy, światowych kontaktów, ogromnych pieniędzy, blichtru popkultury oraz korupcji rosyjskiego systemu rządów. A trwające negocjacje rosyjsko-ukraińskie dodały do tej mieszanki szczyptę sensacji i niewielką porcję… trucizny.
Baw się jak Rosjanin
Z wielkich oligarchów epoki Borysa Jelcyna Abramowicz jest najsłynniejszy, a jednocześnie w jakiś sposób ujmujący. Jego obecny majątek ocenia się na 8 mld dol., ale Abramowicz systematycznie spada na liście najbogatszych ludzi „Forbesa”. Jeszcze w 2010 r. był na 50. pozycji z sumą ok. 12 mld, dziś jest na miejscu 278.
Wielkie pieniądze zdobył w latach 90.