Nowy Jork z trudem podnosi się po pandemii, a w mieście rośnie poziom przestępczości. Do wtorkowego ataku doszło na peronie stacji metra 36th Street.
Granat dymny i strzały
Jak potwierdziła w trakcie konferencji prasowej komisarz nowojorskiej policji Keechant Sewell podejrzanym o otworzenie ognia jest czarnoskóry mężczyzna, który w trakcie ataku miał maskę gazową i pomarańczową kamizelkę, jaką noszą m.in. pracownicy budowlani. Dodała, że mężczyzna przed oddaniem strzałów wyciągnął przedmiot, który wypełnił wagon metra dymem. Według mediów mógł to być granat dymny.
Sewell zapewniła, że w metrze nie ma zagrożenia detonacją ładunku wybuchowego. Jak dodała, nie traktuje incydentu jako aktu terrorystycznego, ale zastrzegła, że ostatecznie przesądzi o tym będące w toku dochodzenie. Wezwała też mieszkańców do przekazywanie informacji mogących pomóc w aresztowaniu sprawcy.
Pięć ofiar napastnika znajduje się w stanie „krytycznym, ale stabilnym”. Ich życiu nie zagraża jednak niebezpieczeństwo.
Rośnie liczna strzelanin
Funkcjonariusze policji i strażacy przekazali mediom, że próbują ustalić źródło zadymienia na stacji metra. Sprawdzają też, czy podczas strzelaniny zostały zdetonowane jakiekolwiek ładunki wybuchowe. Rzecznik policji powiedział, że na miejscu nie znaleziono żadnych aktywnych urządzeń wybuchowych. Policjanci zostali wezwani na stację w dzielnicy Sunset Park, na której krzyżują się trzy linie metra, ok. godz. 8:30 rano czasu lokalnego.
Według świadka, cytowanego przez „New York Post”, sprawca oddał wiele strzałów. Inny z nowojorskich tabloidów „New York Daily News” podaje, że mężczyzna wrzucił do jednego z wagonów granat dymny, po czym otworzył ogień do pasażerów. Motyw napastnika pozostaje nieznany.