Nadal jest. Rośnie w nim 90 mld drzew, zajmuje 11 mln ha, jedną trzecią powierzchni kraju. A miało go już nie być. Deutscher Wald, niemiecki las. Najstarszym jego drzewem jest heska lipa, ma już 1250 lat.
W latach 80. prorokowano, że wymrze, zniknie. Że najpóźniej w 1990 r. w Niemczech nie będzie już żadnych iglastych drzew, a potem przyjdzie kolej na buki. Niemców paraliżowało okrutne słowo – Waldsterben, śmierć lasu. A wszystkiemu miał być winien kwaśny deszcz. Wraz z lasem umrzeć miało najważniejsze źródło niemieckiej tożsamości. I jego legendy.
Gdziekolwiek w Niemczech spojrzeć, widać jego ślady. W baśniach, muzyce, malarstwie. I w polityce. Deutscher Wald to nie tylko suma drzew, to kulisy narodowego misterium – odwieczne siedlisko niemieckości. Mijają wieki, a on tkwi w głowach. Ernst Moritz Arndt, romantyczny historyk i pisarz, twierdził, że tylko las gwarantuje przeżycie niemieckiego ludu. To miejsce wolności – pisał o nim Ernst Jünger w książce „W stalowych burzach”.
Tymczasem las przeżył. Co prawda zawodowi biolodzy i leśnicy niczego innego nie prognozowali, ale nie chciano ich słuchać. Panika z lat 80. sprawiła, że na kominach pojawiły się filtry, w samochodach katalizatory, wygnano z benzyny ołów. Ale już w latach 90. gazety przestały pisać o dewastacjach lasu – w ostatniej dekadzie powiększył się o kolejne 50 tys. ha. I tak, Deutscher Wald, nadal zielony i pełen tajemnic powrócił do swojej odwiecznej roli – miejsca wędrówki do niemieckości.
Schwarzwaldzkie wędrówki
Wędrowanie po niemieckich lasach to zobowiązanie i potrzeba duszy. Wędruje praktycznie każdy. Pierwszy kanclerz Republiki Federalnej Konrad Adenauer wyrywał się na leśne rozmyślania z Bonn do Schwarzwaldu.