W poniedziałek wciąż nie było porozumienia w sprawie unijnego embarga na rosyjską ropę naftową. Komisja Europejska zaproponowała, aby w związku z agresją na Ukrainę zupełnie wstrzymać jej import do państw UE w ciągu sześciu miesięcy, a produktów ropopochodnych – w tym m.in. benzyny i oleju opałowego – do końca roku. Tu potrzebna jest jednak unijna jednomyślność, a sprawę blokują Węgry, które są niemal w 100 proc. uzależnione od rosyjskiej ropy, docierającej do nich przez rurociąg „Przyjaźń”. Budapeszt tłumaczy, że koszty takiego embarga byłyby dla niego nie do udźwignięcia. Premier Victor Orbán nazwał propozycje Komisji „ekonomiczną bombą atomową”.
Przed weekendem Komisja zaproponowała Węgrom wyjątek – odłożenie embarga na koniec 2024 r. Propozycje przełożenia embarga dostali też Czesi, Bułgarzy i Słowacy, również silnie uzależnieni od rosyjskiej ropy. Polski rząd twierdzi, że już dziś jesteśmy gotowi na zupełne odcięcie rosyjskiej ropy, choć będzie kosztowniejsze niż w przypadku gazu ziemnego. Ale Budapeszt odpowiedział Komisji, że potrzebuje pięciu, sześciu lat. Z najnowszych przecieków negocjacyjnych wynika jednak, że Węgry się łamią pod presją zachodnioeuropejskich stolic, głównie Paryża, a rozmowy dotyczą już nie embargowego kalendarza, ale sposobów, jakimi unijni sąsiedzi mogliby dostarczyć im nierosyjską ropę. Porozumienie jest ponoć możliwe jeszcze w tym tygodniu.
Unijne embargo na rosyjską ropę i produkty pochodne – o ile wejdzie w życie – będzie stanowić fundament szóstego, jak dotąd najsilniejszego, pakietu sankcyjnego wobec Moskwy. Import rosyjskiej ropy i tak już spada, przede wszystkim z powodu unijnego zakazu prowadzenia interesów z firmami, które znajdują się pod kontrolą Kremla.