Część Ukraińców zostanie w Polsce. Bo nie będą chcieli wracać. Lub po prostu nie będą mieli do czego. Zostaną na tyle długo, by ich dzieci poczuły większy związek ze swoją nową niż ze starą ojczyzną. Część skończy polskie szkoły, nawiąże tu przyjaźnie, zakorzeni się.
Taka integracja uchodźców czy imigrantów to proces rozłożony nie na kilka lat, lecz na pokolenia. Warto spojrzeć na kilka problemów, przed którymi staje teraz Polska w obliczu kryzysu uchodźczego, a z którymi Niemcy mierzą się – z różnym skutkiem – od kilkudziesięciu lat.
Wiadomo, w Niemczech temat integracji dotyczy przede wszystkim osób z innego kręgu kulturowego. Ale również z obcokrajowcami ze zbliżonej kultury może być trudno, jeśli popełni się te błędy, które popełnili Niemcy. Nawet jeśli chodzi o Ukraińców, którzy są Polakom bliżsi niż Turcy Niemcom – językowo i kulturowo.
Wszystkie te niemieckie komplikacje czy przestrogi można zawrzeć w pięciu, zwięzłych i w miarę uniwersalnych punktach. W końcu lepiej się uczyć na cudzych błędach.
Punkt pierwszy: niebezpieczeństwo getta
Dzięki planowi Marshalla z 1948 r. Niemcy szybko odbudowywały swój potencjał gospodarczy. Ale brakowało ludzi do pracy. Od 1955 r., na podstawie umów z kilkoma krajami tzw. Południa, gdzie było wysokie bezrobocie, RFN zaczęła sprowadzać gastarbeiterów, przede wszystkim z Turcji. Najczęściej wykonywali ciężkie, brudne lub niebezpieczne prace.
Niemcy osiedlali ich w określonych dzielnicach miast, przeważnie tych o niższym standardzie mieszkaniowym. I tak powstał problem gettoizacji. Do tych „gett” dołączały rodziny i kolejni tureccy migranci. Wśród swoich łatwiej, zwłaszcza jak się nie zna języka i realiów.
Większość Syryjczyków, Kurdów, Irakijczyków, Afgańczyków podczas kryzysu uchodźczego w 2015 i 2016 r.