Świat

Cafe pod kostuchą

Cafe pod kostuchą. Tu ukraiński żołnierz wie, że najlepsza broń to łopata

Zamaskowana Marianna. Kafeteria w rzeczywistości nazywa się inaczej. Autor nie pisze, gdzie dokładnie się znajduje, mając na uwadze bezpieczeństwo jej bywalców. Zamaskowana Marianna. Kafeteria w rzeczywistości nazywa się inaczej. Autor nie pisze, gdzie dokładnie się znajduje, mając na uwadze bezpieczeństwo jej bywalców. Paweł Reszka / Polityka
Straty są ogromne, żołnierze wyczerpani. Brakuje sprzętu i amunicji. Obrona wschodniej Ukrainy staje się coraz bardziej desperacka.
Siły obrony terytorialnej liczą ponad 100 tys. Nie zakładano, że ci ludzie będą służyli na pierwszej linii – raczej chodziło o wsparcie, trzymanie wart na tyłach.Ueslei Marcelino/Reuters/Forum Siły obrony terytorialnej liczą ponad 100 tys. Nie zakładano, że ci ludzie będą służyli na pierwszej linii – raczej chodziło o wsparcie, trzymanie wart na tyłach.

Poniżej Adamiwki ziemia drżała od samego rana. Dima nie przestawał pakować plecaka, czasem tylko zerkał w niebo z rezygnacją. Nad głową przelatywały dziesiątki kilogramów metalu, który lądował kilka kilometrów dalej – tam, gdzie powinny się znajdować nieliczne ukraińskie działa. – Jak zawsze. Najpierw chcą zniszczyć naszą artylerię. Potem walą już po nas, po piechocie. W końcu idą do ataku. Odbijamy ich albo ustępujemy. I wszystko się powtarza, metodycznie, bezwzględnie – mówił.

Dima, mimo młodego wieku (23 lata), jest doświadczonym żołnierzem elitarnej 95. brygady desantowo-szturmowej. Codziennie wychodził na pozycje. Walczył. Odprawiał na tyły rannych i zabitych kolegów. O wojnie opowiadał monotonnie, bez emocji. Zżył się z nią: – W oddziale zostało nas już bardzo niewielu. Może jedna piąta.

– A reszta?

– Zginęli, zostali ranni albo zwariowali. Przysyłają uzupełnienia, ale to młodzi żołnierze, muszą się dopiero uczyć. To znaczy, że jest nas tylu, ilu było, ale jesteśmy znacznie słabsi. Oni mają więcej wszystkiego: broni, amunicji, ludzi. Przewagę mamy jedynie w zapale do walki, ale i to paliwo nie jest niewyczerpane.

Kwadrat po kwadracie

Dima (imię zmienione) rzuca plecak na tylne siedzenie auta. Za zgodą dowódcy jedzie na chwilę na tyły. Najpierw polnymi drogami, tuż za pierwszą linią. Trzeba na złamanie karku. Tu Rosjanie są dobrze rozkręceni. Potem już spokojnie między pagórkami, wyboistym asfaltem. Stamtąd będzie mógł zobaczyć skutki porannego ostrzału.

Artylerzyści wroga pokrywają pociskami kwadrat po kwadracie. Wiejski, sielankowy krajobraz zmienił się w potworną szachownicę. Obsiane pola i wypalone ugory, białe ściany domów i zgliszcza, zielone pastwiska i czarna pustynia z truchłem zabitych krów.

Polityka 27.2022 (3370) z dnia 28.06.2022; Świat; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Cafe pod kostuchą"
Reklama