Mekka, byłem tu
Mekka, byłem tu. Dziennikarz złamał zakaz. Co go teraz czeka?
Popularny izraelski dziennikarz Gil Tamary wybrał się do Mekki. Jeździł autem po świętym mieście islamu, był też w Minie, pobliskim mieście namiotów, gdzie mieszkają pielgrzymi, wdrapał się nawet na górę Arafat, obowiązkowy punkt dla odbywających Hadż. Wszystko to nagrał, okrasił komentarzem w stylu „National Geographic”, a niedawno opublikował na Twitterze i w izraelskiej telewizji Channel 13, która uznała jego reportaż za „wybitne osiągnięcie dziennikarstwa”. I się zaczęło.
Niektóre saudyjskie media domagają się zabójstwa Tamary’ego, tamtejsze władze rozpoczęły już śledztwo, aresztowały nawet saudyjskiego obywatela – kierowcę, który miał pomagać (już za to grozi mu kara śmierci). Tamary, który wjechał do Arabii Saudyjskiej dzięki temu, że ma również amerykański paszport, wydaje się zaskoczony całą tą burzą wokół niego. Wystosował nawet przeprosiny w stylu „ktokolwiek poczuł się urażony moją wyprawą…”.
Dziennikarz dołączył tym samym do nielicznej grupy niemuzułmanów, którzy złamali obowiązujący od 1400 lat zakaz wjazdu dla niewiernych do świętych miejsc islamu. W latach 50. XX w. historyk Philip Hitti oceniał, że w całej historii nie więcej niż 15 europejskich chrześcijan zobaczyło Mekkę i Medynę – i przeżyło. Od tego czasu wiadomo tylko o trzech podobnych przypadkach. W 2007 r. chrześcijanin, taksówkarz ze Sri Lanki, przedarł się w pobliże Wielkiego Meczetu w Mekce, aby… sprzedawać pamiątki. A w 2015 r. pewien anonimowy arabista, chrześcijanin z Wielkiej Brytanii, opublikował swoje brzmiące wiarygodnie wspomnienia z Mekki. Tamary jest tym trzecim intruzem.
Świat się zmienia, a Arabia Saudyjska ciągle zakazuje niemuzułmanom wjazdu na teren świętych miast Mekki i Medyny. Jest w tym bardziej restrykcyjna niż Koran, który wprost broni wstępu tylko politeistom, i tylko do Wielkiego Meczetu.