W czepku urodzeni
Arystokraci w czepku urodzeni. W Wielkiej Brytanii tytuł wciąż ma znaczenie
W popularnym serialu „The Crown” opisano test z Balmoral, czyli ulubionej szkockiej prywatnej rezydencji królewskiej, słynącej z wiejskiego życia, przyjęć i polowań. Zapraszani tam nowi goście wchodzą w bieg dnia, który dla plebejuszy, czyli nieutytułowanych, staje się torem przeszkód. Łatwo tam o dyskwalifikację, to znaczy lekceważącą ocenę kiepskich manier. Testowi w serialu poddana była młoda lady Diana Spencer, jeszcze jako kandydatka na żonę Karola: barbecue niezależnie od pogody, długie spacery, często w deszczu i błocie, przy śniadaniu samoobsługa, zaraz wyjaśnię dlaczego. I oczywiście kilka strojów dziennie – stosownie do zajęć i pory. Dianie, arystokratce z dobrego rodu, przelecieć ten parkur było łatwo – tak żyła jej rodzina – toteż zrobiła dobre wrażenie na Elżbiecie i Filipie, przyszłych teściach. Za to podobno pani Thatcher i premier Blair, plebejusze, czuli się w Balmoral (20 tys. ha) fatalnie.
Esther Walker, dziennikarka od lat pilnie śledząca życie arystokracji, opracowała nawet minipodręcznik odpowiednich manier, który streszczam na jej odpowiedzialność. Najpierw punktualność, to znaczy przychodzić ani za późno, ani za wcześnie. Nie pytać, kto jeszcze będzie, to w złym stylu. Prezenty mają być proste, uwaga – niedrogie, za to pomysłowe. Wręczyć przy aperitifach. Ścisły dress code przewiduje aż sześć ubrań dziennie, co – jak widać – wyklucza ludzi mających dwa ubrania na krzyż.
Przy stole, jeśli długi, w czasie przystawki rozmawiamy z sąsiadką po lewej, podczas głównego – po prawej, przy deserze kto jak woli. Tematy zakazane: seks, religia i polityka, to jasne, ale nie wypada też mówić o perypetiach gwiazd ani o cenach ich rezydencji. W cenie są natomiast tematy życia wiejskiego, zwierzęta, zwłaszcza konie (królowa w młodości dobrze jeździła, księżniczka Anna była zawodniczką klasy olimpijskiej, Filip wygrywał mistrzostwa w powożeniu), ogrodnictwo, szkoły prywatne i wspomnienia z wakacji zagranicznych.